Te słowa Jacka Kiełba właściwie najdokładniej obrazują taktykę Lecha, który nie zdecydował się na frontalny atak. Podobnie zresztą jak goście z Bragi, których bezbramkowy remis, a ten utrzymywał się bardzo długo, zdawał się satysfakcjonować. Obie drużyny liczyły więc na stałe fragmenty gry albo błędy rywali. - Zrobiliśmy to, co mieliśmy zrobić. Nie można więc mieć do nikogo pretensji - mówił Kiełb, który na początku drugiej połowy zastąpił na boisku Jakuba Wilka. Grał lepiej od swojego poprzednika - starał się szarpać akcjami na prawym skrzydle. Lechici próbowali wtedy grać krótkimi podaniami - te długie najczęściej były bardzo niedokładne. - Śliskie boisko przeszkadzało nam, ale i im. Ciężko było zagrać długą piłkę, musieliśmy grać inaczej - mówił Kiełb, który odczuł słabszą frekwencję na stadionie. Mecz, po decyzji UEFA ograniczającej pojemność stadionu do 75 procent, oglądało bowiem nie 42 tysiące widzów, a tylko 29 tysięcy. - Widać było te puste krzesełka, ale mam nadzieję, że to już ostatni raz - nie kryje piłkarz "Kolejorza". Kiełb nie chciał oceniać szans Lecha na awans do 1/8 finału w perspektywie rewanżu na wyjeździe. - Mocno w ten awans wierzę, ale nie chcę mówić nic więcej. Trzeba liczyć tylko na siebie, a jak wszyscy będziemy tak myśleć, to na pewno się uda. Za tydzień w Bradze śnieg i zimno nie będą już naszym atutem, tam na pewno trawa będzie zielona - dodał Jacek. Przed rewanżem w Bradze poznaniaków czeka jeszcze mecz Pucharu Polski z Polonią Warszawa. Kiełb zapewnił, że Lech tego spotkania nie odpuści, bo to nie jest dodatek do Ekstraklasy i Ligi Europejskiej. - Jaki dodatek? Puchar Polski jest dla nas bardzo istotny, musimy go wygrać, bo na obronę tytułu mamy coraz mniejsze szanse. Na pewno nie będzie żadnego odpuszczania - stwierdził. Piłkarzowi Lecha odpowiada to, że teraz jego zespół będzie regularnie grał co trzy albo cztery dni. - My się bardzo cieszymy, że będziemy grali tak często, kibice pewnie też. Jak się tydzień czeka na spotkanie, to już się monotonnie robi - ocenił Kiełb.