Poznaniacy ograli mistrza Polski z 2012 roku 2-0 dzięki bardzo dobrej grze w drugiej połowie. Przed przerwą Lech też był częściej w posiadaniu piłki, ale to Śląsk sprawiał wrażenie drużyny lepiej zorganizowanej. - Za mało było zmian pozycji w naszej drużynie, za mało ruchu. Właśnie o tym rozmawialiśmy w przerwie, że więcej musimy się przemieszczać, a do tego dodać dokładność i spokój - mówił pomocnik Lecha Szymon Pawłowski, który chyba po raz pierwszy w tym roku wyszedł z szatni uśmiechnięty. Jesienią był liderem drużyny i jej najlepszym zawodnikiem, ale po kontuzji czyszczenia okolic ścięgna Achillesa i kilkutygodniowej przerwie nie mógł wrócić do dawnej formy. Mimo to trener Maciej Skorża stawiał na niego, choć Pawłowski spisywał się słabo. Ostatnio jednak były zawodnik Zagłębia Lubin stracił miejsce w składzie, a w Łęcznej w ogóle nie pojawił się na boisku. - Cieszę się, że teraz do niego wróciłem i mam nadzieję, że forma będzie już na tyle dobra, bym mógł pomagać zespołowi i więcej grać - twierdzi skrzydłowy Lecha, który w drugiej połowie był bardzo aktywny. Trzykrotnie strzelał też na bramkę Mariusza Pawełka - dwukrotnie bramkarz Śląska łapał piłkę, a raz wyręczył go słupek. Pawłowski zapewnia, że w środę w Bielsku-Białej Lech będzie myślał o trzech punktach, a nie o sobotnim spotkaniu finału Pucharu Polski z Legią. - Liga pozostaje bardzo ważna, a wciąż mamy przecież szansę na pierwsze miejsce. Zagramy na 100 procent! - twierdzi. Trzeba jednak pamiętać, że na obcych boiskach Lech jest inną drużyną - wygrał tam zaledwie trzy z 14 spotkań. Z kolei Śląsk po serii dziewięciu spotkań ligowych bez zwycięstwa pokonał przed tygodniem Lechię Gdańsk aż 3-0. Gdyby wrocławianie wygrali przy Bułgarskiej, zbliżyliby się do Lecha tylko na dwa punkty. - W pierwszej połowie dyktowaliśmy warunki, mieliśmy grę pod kontrolą, oddawaliśmy strzały. W drugiej połowie oddaliśmy inicjatywę, cofnęliśmy się. Lech miał ze cztery sytuacje, a dwie z nich wykorzystał. Wyglądało to jak wyglądało, wszyscy widzieli - żalił się bramkarz Mariusz Pawełek. Kapitan Śląska nie popełnił błędów przy golach "Kolejorza", wybronił za to sytuacje sam na sam z Gergo Lovrencsicsem i Dawidem Kownackim, choć też zdarzyło mu się kilka błędów. Po spotkaniu kibice Śląska mieli żal do piłkarzy z Wrocławia, głośno skandowali "Co wy robicie?". - Nie chcę gadać na ten temat. Wolałbym, abyśmy do końca rozgrywek skupili się wszyscy na jednej wizji. Chciałbym, aby nasi kibice wspierali nas i dopingowali jak w trakcie spotkania, a rozliczyli po ostatnim meczu - mówi Pawełek. - Śląsk w pierwszej połowie grał nieźle, miał dobre kombinacje, ale też to my stworzyliśmy sobie problem z otwarciem spotkania. W drugiej połowie oni zaczęli już chyba odczuwać lekkie zmęczenie, być może złamaliśmy ich tym pierwszym golem - stwierdził Kasper Hamalainen, który strzelił w sobotę bramkę na 1-0. Na 2-0 podwyższył po dośrodkowaniu z rzutu wolnego jego rodak Paulus Arajuuri. Obaj Finowie zdobyli w tym roku po trzy gole dla Lecha w Ekstraklasie - to najlepszy dorobek w drużynie. Hamalainen chwali swojego rodaka, który niedawno wrócił do reprezentacji Finlandii. - Często rozmawiamy i Paulus jest teraz szczęśliwy, to chyba widać. Jest wielkim facetem, a do tego bardzo niebezpiecznym przy stałych fragmentach gry. Tak, to jeden z lepszych obrońców w lidze, który na dodatek strzelił dla nas sporo ważnych goli - mówi Hamalainen. Andrzej Grupa