Białorusini przegrali pierwszy mecz od 13 kwietnia, ale w Poznaniu zdołali doprowadzić do dogrywki. Mimo, że tego dnia byli zdecydowanie słabszym zespołem od Lecha. To zresztą potwierdził trener Taszujew, który gratulował poznaniakom wygranej. - Jeden błąd w obronie sprawił, że straciliśmy bramkę, a potem staraliśmy się tę stratę nadrobić przez prawie cały mecz - mówił szkoleniowiec Białorusinów. Co ciekawe, gdyby Szachcior nie stracił gola, też musiałby szukać trafienia, bo remis 0-0 nie dawał mu awansu. - Udało nam się wyrównać straty i doprowadzić do dogrywki, ale niestety w niej zabrakło nam sił - stwierdził Taszujew. To też dziwne, bo aby lepiej przygotować się do starć z Lechem Szachcior przełożył mecz ligowy przed pierwszym spotkaniem, a w ostatni weekend trener Taszujew wystawił graczy rezerwowych na starcie z pierwszoligowcem w Pucharze Białorusi. A już najbardziej zaskakujące jest to, że zdaniem opiekuna piłkarzy z Soligorska na przebiegu meczu w dogrywce zaważyły decyzje niemieckiego arbitra. Gdyby jednak Christian Dingert wcześniej zaczął reagować na faule i zagrania ręką piłkarzy z Soligorska, ci nie dotrwaliby w komplecie nawet do dogrywki. - Moim zawodnikom w końcówce puściły nerwy i muszę o tym z nimi porozmawiać - przyznał Taszujew. Trener Szachciora zdradził, że największym problemem dla jego drużyny były akcje lewą stroną Wołodymyra Kostewycza, który w pierwszej połowie mógł uzbierać cztery, pięć asyst. Kolegów Ukraińca zawodziła jednak skuteczność. - Wszystko było ustalone, kto ma w tej strefie biegać i co ma robić, ale nie było efektów. Dopiero w przerwie mogłem zwrócić uwagę zawodnikom i po przerwie problem został rozwiązany. Wcześniej Kostewycz był dla nas sporym kłopotem - powiedział Siergiej Taszujew. Andrzej Grupa