Za niecałe dwa tygodnie Lech rozpocznie walkę o start w Lidze Mistrzów. W ostatnich latach praktyką było raczej to, że po zdobyciu mistrzowskiego tytułu polskie kluby się osłabiały, a później miały problemy nawet w starciach z europejskimi przeciętniakami. W Lechu też od przynajmniej dwóch miesięcy zdawano sobie sprawę, że najlepszego strzelca ekstraklasy Roberta Lewandowskiego nie uda się zatrzymać. A że po pozbyciu się Hernana Rengifo w zespole mistrza Polski nie został żaden inny wartościowy napastnik, kwestia znalezienia skutecznego piłkarza do formacji ataku stała się paląca. I gdy przygotowania do sezonu trwają już w najlepsze, a do godziny zero zostało tylko kilkanaście dni, Lech sięga po piłkarza, o którym jeszcze miesiąc temu właściciel klubu mówił, że "nie wchodzi w grę". Tak właśnie było - pod koniec maja w wywiadzie dla klubowej telewizji Jacek Rutkowski zapytany o możliwość gry w Lechu byłych piłkarzy tego klubu Macieja Żurawskiego i Artura Wichniarka, przyznał: - Nie wchodzą w grę, absolutnie. Dziś okazuje się, że ten zwrot daleki był od prawdy. Prezes Lecha Andrzej Kadziński broni się, ale nielogicznie: - To są zdania wypowiedziane przez nas dawno temu. Nasz system skautingu przygotował nazwiska na tę pozycję, mieliśmy ich siedem czy osiem. Niektóre się wykruszały, niektórzy piłkarze nie pasowali do koncepcji. Cały czas poszukujemy piłkarzy do Lecha, rozmawiamy - przekonywał. Lechowi nie udały się starania o napastników BATE Borysów, podobnie jak fiaskiem zakończyła się próba ściągnięcia Artura Sobiecha. Działacze Ruchu Chorzów nie zgodzili się na sprzedaż zawodnika, choć ci z Lecha twierdzą, że Sobiech chciał zmienić klub. - Zadzwońcie do niego, deklaruje że chce być w Lechu. Tyle że jego klub nie chce - mówi Kadziński. Sobiech dostał od działaczy Ruchu ofertę przedłużenia kontraktu, ale jeżeli tego nie zrobi, za rok będzie mógł zmienić pracodawcę na mocy tzw. prawa Webstera - czyli po prostu wykupi swój kontrakt. Będzie wtedy łakomym kąskiem na rynku transferowym. Lech potrzebował jednak napastnika nie na za rok, ale? na wczoraj. Dlatego szefowie mistrza Polski nie chcieli ryzykować i sięgnęli po Wichniarka. Nie młodego zdolnego piłkarza, ale starego wyjadacza z wieloletnim doświadczeniem w Bundeslidze. Tyle że jeden 33-letni Wichniarek Lecha nie zbawi - potrzebni są kolejni napastnicy. Może to będzie Brazylijczyk Cleo z Partizana Belgrad, którego kiedyś obserwował na żywo asystent trenera Jacka Zielińskiego Andrzej Juskowiak. Były reprezentant Polski zachwycony grą Cleo nie był, ale Zieliński chciałby zobaczyć piłkarza w akcji w meczu z Lechem - taką okazję dostanie już w czwartek. Problem w tym, że Partizan chciał za swojego piłkarza prawie dwa miliony euro, Lech dawał milion. Kompromis mógłby nastąpić na poziomie ok. 1,3 mln euro, ale Zieliński musi w pełni przekonać się do Brazylijczyka. Słów dyrektora sportowego Lecha Marka Pogorzelczyka ("Ceny są nie do zaakceptowania dla polskich klubów") nie należy traktować w tej sytuacji poważnie, bo działacze Lecha mają w zwyczaju zaprzeczać wszelkim informacjom o negocjacjach transferowych byle tylko nie windować cen. Opcją rezerwową miał być Łotysz Artjoms Rudnevs, ale po pozyskaniu Wichniarka Lech nie sprawia wrażenia zdeterminowanego do nabycia napastnika węgierskiego Zalaegerszegi TE. Jeżeli Rudnevs dziś zagra w meczu kwalifikacji Ligi Europy, to i tak przestanie być dla Lecha przydatny w kontekście eliminacji do Ligi Mistrzów. Węgierscy działacze dodają zaś, że piłkarzem ostatnio zainteresowały się kluby z Ukrainy i Holandii i z ceny nie zamierzają schodzić. W najbliższych dniach można spodziewać się jeszcze wzmocnienia obrony i pomocy Lecha. Dyrektor Pogorzelczyk zapytany o nazwisko "Songo'o" nie wiedział o kogo chodzi. A chodzi o Francka Songo'o - syna Jacquesa Songo'o, bramkarza, który był z Kamerunem na czterech mundialach. Młody Songo'o to pomocnik i wychowanek szkółki Barcelony, a ostatnio piłkarz Realu Saragossa, który wypożyczył go do Realu Sociedad San Sebastian. Reprezentant Kamerunu oglądał zza linii końcowej sparing Lecha z Rosenborgiem - działacze poznańskiego klubu mieli w tym tygodniu uzgadniać szczegóły transferu. W Lechu nie pozostanie Czarnogórzec Petar Vukcević - dość przeciętnie spisywał się na treningach i nie znalazł się już w kadrze meczowej na spotkanie z Partizanem.