Lech od dawna szuka zawodnika, który mógłby wypełnić lukę po sprzedanym do Hamburgera SV Artjomie Rudniewie. W klubie ścierały się dwie opcje - czy bardziej skupić się na poszukiwaniu ofensywnego pomocnika, który grałby za napastnikiem czy właśnie wysuniętego napastnika. Ostatecznie uznano, że bardziej potrzebny jest ten drugi, bo rolę uniwersalnego piłkarza, mogącego grać tu i tu, wypełni Gergo Lovrencics. Węgier pokazał się z dobrej strony w ostatnim meczu z Ruchem Chorzów, gdy zdobył gola i zaliczył dwie asysty. Skauci Lecha opracowali swoją listę transferową na każdą z pozycji. Obserwują piłkarzy po kilka miesięcy, a czasem i dwa lata, zbierają o nich dane i szeregują na liście. Tych będących najwyżej Lech chce pozyskać w pierwszej kolejności. W przypadku piłkarzy ofensywnych był z tym problem. Lovrencics został ściągnięty bardziej jako skrzydłowy, taką charakterystykę zawodnika przedstawiał trener Mariusz Rumak jeszcze przed jego przyjściem. W ataku Lech widział m.in. Alfreda Finnbogasona, który niedawno jako gracz Helsingborga strzelił bramkę we Wrocławiu Śląskowi w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Na łamach Głosu Wielkopolskiego członek zarządu KKS Lech ds. sportu Piotr Rutkowski zdradził, że Islandzyk był obserwowany przez "Kolejorza" od ponad dwóch lat (wtedy jako piłkarz Breidabliku), a w 2010 roku klub z Poznania zastanawiał się, czy sprowadzić jego czy Rudniewa. Wtedy wybór padł na Łotysza i nikt tego w Poznaniu nie żałuje. Temat Finnbogasona wrócił teraz, ale napastnik mistrza Szwecji swoją świetną formą (od początku lipca zdobył osiem goli) zwrócił uwagę bogatszych od Lecha klubów. No i kilka dni temu trafił w końcu do holenderskiego SC Heerenveen. Podobnie Lechowi nie udało się - i pewnie nie uda - pozyskać Tjaronna Chery z ADO Den Haag, czy Luigiego Bruinsa z Excelsioru Rotterdam. Najlepszym rozwiązaniem dla działaczy Lecha był w tej sytuacji transfer Saidiego Ntibazonkizy, ale napastnik Cracovii nie przeszedł pozytywnie testów medycznych, które wykazały kontuzję kolana. W tej sytuacji Lech doszedł na swojej miniliście napastników do pozycji numer pięć - tam jest osoba Abioli Daudy. 24-letni Nigeryjczyk już piąty sezon jest piłkarzem Kalmar FF, finalisty poprzedniej edycji Pucharu Szwecji. Dzięki temu Kalmar grał w eliminacjach Ligi Europejskiej, a Dauda strzelił w lipcu bramki północnoirlandzkiemu Cliftonville FC czy chorwackiemu Osijekowi. Szwedzi pożegnali się jednak z rozgrywkami na tym sam etapie co Lech - przegrali z Young Boys Berno (1-0 i 0-3). Ostateczną decyzję co do napastnika ma podjąć trener Mariusz Rumak. Tak jak w przypadku Lovrencicsa czy Ceesaya jedzie bowiem obejrzeć piłkarza w meczu ligowym. Trener "Kolejorza" poleci do Szwecji od razu po sobotnim starciu Lecha z Polonią Warszawa, a w niedzielę Kalmar podejmie IFK Goeteborg. Podobnie jak to było z Ceesayem, Lech nie musiałby płacić zbyt dużo za transfer. Co prawda portal transfermarkt.de wycenia go na 500 tys. euro, ale Nigeryjczykowi z końcem roku wygaśnie umowa w Kalmar i już teraz może podpisać kontrakt z nowym klubem. Tak właśnie było z Ceesayem. Andrzej Grupa