Leszek Ojrzyński był szkoleniowcem Korony od czerwca 2011 roku. Wcześniej prowadził zespoły Znicza Pruszków, Wisły Płock, Rakowa Częstochowa i Odry Wodzisław i Zagłębia Sosnowiec. Zastanawiamy się, kto w Kielcach upadł na głowę, skoro postanowił odprawić trenera, który za marne środki zbudował najbardziej rozpoznawalną w Polsce drużynę! To prawda, sezon 2013/2014 Koronie nie zaczął się dobrze. Remis 0-0 ze Śląskiem, pechowe porażki z Wisłą (2-3) i z Widzewem (1-2) - to wyniki dalekie od oczekiwań w klubie "Złocisto-krwistych". Ale w czym zawinił Ojrzyński, że piłkarze marnowali "setki" w meczu z Wisłą, a bramkarz w spotkaniu z Widzewem już w 3. min zrobił rzut karny i wyleciał za czerwoną kartkę? Sęk w tym, że rozum nie uciekł z głowy piłkarzy, ani kibiców Korony. I jedni, i drudzy domagają się od zarządu przywrócenia Ojrzyńskiego! Piłkarze, nie wyszli na trening o godz. 17, tylko postanowili udać się na rozmowę do zarządu. By wziąć winę za porażki na siebie i poprosić o pozostawienie w pracy Leszka Ojrzyńskiego! Po rozmowach z zarządem, piłkarze zrobili rozbieganie o godz. 19. O godz. 17 zaczął się protest ponad 200 kibiców pod stadionem Korony! Skrzyknęli się za pomocą telefonów komórkowych i internetu. Do komunikacji wykorzystali funpage "Złocisto-krwiści" na Facebooku. W ciągu dwóch godzin do grona fanów, opowiadających się za Ojrzyńskim dołączyło 900 osób! "Trener Ojrzyński zwolniony! Kto zainteresowany sytuacją w Koronie, tym co będzie dalej i co się dzieje niech melduje się pod stadionem o 17.30!!! Pogadamy chwilę z kim trzeba! AVE MKS KORONA KIELCE!" - napisali fani. Kibice maglowali przepytywali prezesa Tomasza Chojnowskiego do godz. 19:30. Ten dzielnie zniósł napór fanów i postawił na swoim. "Dziękuję Wam za wsparcie! Mleko się rozlało, odchodzę" - powiedział na koniec Leszek Ojrzyński, którego w Kielcach będą miło wspominać. Leszek Salva, Kielce Zobacz również: <a href="http://sport.interia.pl/klub-korona-kielce/news-ojrzynski-bylo-jeszcze-duzo-do-zrobienia,nId,1006954" target="_blank">Ojrzyński: Było jeszcze dużo do zrobienia</a>