Bohater meczu Polska - Portugalia ciągle nie ma przynależności klubowej. Po wspaniałym występie na Stadionie Śląskim w październiku 2006 r. Kowalewski stracił nagle miejsce w składzie Spartaka Moskwa, a gdy niedawno opuścił Rosję, znalezienie nowego pracodawcy okazało się nie być wcale łatwe. Popularny "Gibon" napodróżował się po Europie. Pierwszym jego przystankiem w poszukiwaniu nowego klubu był angielski Reading. Jak twierdzi sam piłkarz, był już bliski podpisania kontraktu, gdy wezwano go do Lazio Rzym. - W Lazio miałem się pojawić i od razu podpisać kontrakt. Dyrektor Walter Sabatini przekonywał mnie, że wiedzą kim jestem i znają moje możliwości. Podpisanie kontraktu zdawało się być formalnością - opowiada "Gibon". Tymczasem okazało się, że Lazio nie zrezygnowało wcale ze sprowadzenia Argentyńczyka Juana Carizzo, przez co nie kwapiło się od zatrudniania Polaka. W tej sytuacji Kowalewski dołączył do ekipy Kolportera/Korony. W Kielcach pracują dobrze znani mu z Legii trener Jacek Zieliński i dyrektor sportowy Paweł Janas. Na razie pan Wojciech tylko trenuje z Koroną, ale kontraktu jeszcze nie podpisał. Zapewnia jednak, że nie jest taki drogi. - Jeden z portali internetowych opublikował moje rzekome wymagania finansowe i poszła fama, że się wysoko cenię - żali się "Sportowi". - Podane liczby mijały się oczywiście z prawdą. To, że w lidze włoskiej mogłem liczyć na gażę w wysokości pół miliona euro, nie znaczy, że takiej samej kwoty żądam w Polsce. Każdy ma swoją cenę, ale ... trzeba jeszcze znać realia. Ja je znam. Wojciech Kowalewski nie ukrywa, że dzięki powrotowi do Polski liczy na grę, a przez to na powrót do reprezentacji Polski w perspektywie Euro 2008. - Leo Beenhakker wyraził się jasno, że postawi na tych piłkarzy, którzy będą gotowi do gry - przytacza selekcjonera na łamach "Sportu" Kowalewski. - W przypadku bramkarzy jest to podwójnie ważne. W ostatnim czasie pewne miejsce w drużynie klubowej miał tylko Artur Boruc. Inni kandydaci do drużyny narodowej byli rzadziej eksploatowani albo - jak ja - w ogóle nie grali w piłkę. Więcej w "Sporcie".