Czy spotkanie, w którym pada zaledwie jedna bramka, może być bardzo dobre? Otóż tak! Szczególnie w pierwszej połowie rywalizacja Korony i Lecha była niezwykle szybka i emocjonująca. Trochę zepsuł ją gol Kaspera Hamalainena, po którym poznaniacy nieco spasowali w ofensywie. I tak łatwość, z jaką przedostawali się przed bramkę Dariusza Treli, mogła imponować. Korona, tak fatalnie grająca w tym sezonie na swoim stadionie (jedno zwycięstwo w lipcu, z rezerwowym składem Jagiellonii), miała jednak przed przerwą trzy znakomite okazje bramkowe! I to świadczy o sporych emocjach na Stadionie Miejskim. Zaczęło się od wysokiego pressingu kielczan, którzy już w 6. minucie stanęli przed wyśmienitą okazją. Może i lepiej, że stojący sześć metrów przed bramką Lecha Michał Przybyła trafił piłką w słupek, bo był wcześniej na spalonym. Sędzia Mariusz Złotek, który awaryjnie zastąpił Szymona Marciniaka, nie dostał jednak sygnału od swojego asystenta i nie użył gwizdka. Lech potrzebował chwili, by zacząć w miarę umiejętnie uwalniać się od agresywnych ataków rywala. Groźnie było po stałych fragmentach (Trela świetnie obronił strzał Marcina Kamińskiego), groźnie było po dośrodkowaniach obu bocznych obrońców. Korona też nie odpuszczała - w 20. minucie Burić miał spore problemy z obroną zaskakującego strzału Aleksandrsa Fertovsa. Kilka minut później, w odstępie może dziesięciu sekund, obaj bramkarze interweniowali wślizgami poza swoimi polami karnymi. Momentami był to niezwykle szalony mecz, w którym - mimo wszystko - jako pierwsza gola powinna zdobyć Korona. Najpierw w 28. minucie wielką szansę miał Vlastimiri Jovanović. Bośniak dopadł piłki zbitej przez Buricia, ale z 15 metrów fatalnie spudłował. Dwie minuty później kielczanie przeprowadzili idealną akcję, w której głównym aktorem był Maciej Sierpina. Świetnie ściął ze skrzydła w kierunku środka, wykorzystując brak Darko Jevticia, nieźle uderzył pod poprzeczkę, ale Burić zdołał futbolówkę lekko trącić. Piłka odbiła się od poprzeczki, a próba dobitki została zablokowana. Co nie udało się kielczanom, udało się Lechowi. W 33. minucie Douglas z Hamalainenem rozegrali popisową akcję, Fin technicznie strzelił w dalszy róg, a piłka trącając jeszcze kolano Krzysztofa Kiercza wpadła w dalszy róg bramki. Był to już 13. strzał w tym spotkaniu, a siódmy celny. Kibice Korony i Lecha nie mieli prawa się nudzić. Lech kontrolował już spotkanie, stać go było od czasu do czasu na efektowne akcje, jak choćby w 37. minucie, gdy Gajos nie skorzystał z wycofania piłki przez Szymona Pawłowskiego. W drugiej połowie kielczanie już takich okazji bramkowych nie mieli. Mniej aktywny był Maciej Sierpina, najlepszy chyba gracz Korony przed przerwą, żaden z innych zawodników gospodarzy nie potrafił "zrobić różnicy" na korzyść drużyny. Na pierwszy celny strzał Korony trzeba było czekać do 66. minuty, gdy Radek Dejmek po rzucie rożnym niecelnie główkował. Lech na bramkę Treli uderzał częściej, bliscy powodzenia byli Szymon Pawłowski, Dawid Kownacki i w samej końcówce Dariusz Formella. W tych sytuacjach Trela niewiele musiał robić, bo rywale pudłowali, ale np. w 59. minucie w jednej akcji obronił uderzenia Jevticia i Pawłowskiego. Im bliżej było końca meczu, tym większa następowała bezradność kielczan. Lech umiejętnie oddalał grę od swojej bramki, a gdy już tracił piłkę, zaporą nie do przejścia stawał się Abdul Aziz Tetteh. W jednej sytuacji poznaniakom dopisało jednak szczęście, bo Łukasz Trałka powstrzymał Dejmka przed oddaniem lepszego strzału... trzymając go za koszulkę. To mógł być rzut karny! Sędzia Złotek jednak nie zareagował i to poznaniacy są teraz wyżej od kielczan w tabeli. Andrzej Grupa Po meczu powiedzieli: Marcin Brosz (trener Korony Kielce): "Dziękuję kibicom, bo atmosfera była wspaniała. Kielce dały sygnał, że chcą piłki, i to na najwyższym poziomie. Musimy temu sprostać i zrobić wszystko, żeby na konferencjach nie powtarzać, że walczymy, dajemy z siebie wszystko, ale wynik jest niekorzystny. Ciężko po tym meczu znaleźć zawodnika, który nie grał dzisiaj na 100-120 procent. Do ostatniej minuty było pełne zaangażowanie. Był niefart, bo straciliśmy bramkę po rykoszecie. Wiedzieliśmy, że pierwszy gol może być kluczowy". Jan Urban (trener Lecha Poznań): "Już po pierwszej sytuacji Korony, kiedy szansę na bramkę miał Przybyła, mogliśmy przegrywać. Wówczas grałoby się nam o wiele trudniej. Później sytuacje mieli gospodarze i goście, dlatego różnie to się mogło ułożyć. Strzeliliśmy bramkę i w drugiej połowie mogliśmy "zamknąć" mecz. Byliśmy groźni w kontratakach. Nie mogliśmy zrobić tylu zmian jak między poprzednimi meczami. Mamy trochę kontuzji, zawodnicy nam się wykruszają i to było widać zwłaszcza w pierwszej połowie. W drugiej było lepiej, choć wynik 1:0 do końca był niepewny. Wiemy jaka jest polska liga, bardzo trudno wygrać na jakimkolwiek terenie. Podtrzymujemy jednak naszą passę i to bardzo nas cieszy". Korona Kielce - Lech Poznań 0-1 (0-1) Bramka: Hamalainen 33. Korona: Trela - Gabovs, Kiercz, Dejmek, Sylwestrzak - Fertovs, Jovanović - Sierpina (71. Cebula), Aankour (56. Cabrera), B. Pawłowski (76. Zając) - Przybyła Ż. Lech: Burić - Kędziora, Kamiński, Kadar, Douglas Ż - Trałka, Tetteh - Jevtić (74. Linetty), Gajos (85. Formella), Sz. Pawłowski - Hamalainen (65. Kownacki). Sędziował Mariusz Złotek ze Stalowej Woli. Widzów: 6780.