"Gibon" uzależnia swoje "być albo nie być" w Kielcach od tego, jakie będą dalsze losy klubu, któremu grozi karna degradacja za udział w korupcji. Decyzja ma zapaść w przyszłym tygodniu. - Cieszę się, że po dłuższej przerwie wróciłem do systematycznej gry, czego brakowało mi w Spartaku Moskwa - powiedział Kowalewski. - Z drugiej strony jednak nie udało mi się zbudować formy, która by zadowoliła Leo Beenhakkera. Kowalewskiego irytują głosy krytyków, wedle których w lidze puszczał "szmaty". - Pewne jest jedno - jak będę Euro oglądał mecze w telewizji, to nie będę puszczał goli. Każdy ma prawo do własnej opinii, ale ja dokładnie wiem, kiedy popełniłem błąd, a kiedy tego nie zrobiłem - podkreśla Kowalewski. - Wiem, że były spore oczekiwania w stosunku do mnie. Niektórym się wydawało, że Kowalewski oprócz tego, że nic nie puści, to jeszcze parę bramek strzeli. Nie jestem zadowolony z formy, jaką osiągnąłem, ale nie zamierzam się tłumaczyć, dlaczego nie była ona lepsza. Golkiper "złocisto-krwistych" podkreślił, że większa presja na jego barkach była w Spartaku. - To była presja sportowa. W Kielcach była innego rodzaju, ale nie chcę o niej mówić - stwierdził. Na koniec dodał, że z planami na przyszły sezon poczeka, aż się rozstrzygną losy Korony, której grozi karna degradacja za udział w korupcji.