16 listopada 2016 roku opublikowaliśmy wywiad z trenerem Wojciechem Stawowym, w którym nie brakuje wątku współpracy tego szkoleniowca z Piotrem Burlikowskim. Dzisiaj swoje stanowisko prezentuje Burlikowski. Interia: Czuje się pan ojcem sukcesu Zagłębia Lubin? Piotr Burlikowski: - Na pewno jestem częścią tego projektu i nie ukrywam, że ta praca przynosi satysfakcję. Uważam, że odniesienie sukcesu to jest praca zespołowa, a nie jakichś indywidualnych jednostek. Pion sportowy musi ze sobą dobrze współpracować, ja jestem jego częścią i wydaje mi się, że ważną częścią. Sezon po pucharach jest trudniejszy? - Zawsze. Wymagania i aspiracje są większe. Inaczej się patrzy na beniaminka, a inaczej na pucharowicza. Obciążenie jest inne, doszły mecze pucharowe, nawarstwienie spotkań. Nasi zawodnicy są częściej powoływani do reprezentacji. To są czynniki, które wpływają na to, że jest trudniej, ale musimy sobie dawać radę. Okiem dyrektora sportowego, Piotr Stokowiec to idealny trener dla Zagłębia? - Na pewno jest to trener, który wpisuje się w model budowania tego klubu. Faktycznie, można powiedzieć, że jest idealnym trenerem do tego modelu klubu. Przed nim przyszłość reprezentacyjna? - Ciężko wróżyć. Stanowisko selekcjonera jest specyficzne. Najczęściej otrzymuje je trener, który jest doświadczony i ma umiejętności do selekcjonowania zawodników. Nie każdy trener potrafi selekcjonować piłkarzy, a nie każdy selekcjoner potrafi trenować ich na co dzień. Myślę, że Piotr Stokowiec cały czas zdobywa doświadczenie i ciągle się rozwija. Jest bardzo inteligentnym i ambitnym człowiekiem i ma szansę być trenerem na najwyższym poziomie. Wróćmy do pana. Zagłębie Lubin to pana miejsce na Ziemi? - Ja bardzo dużym sentymentem darzę Koronę Kielce, gdzie zaczynałem swoją pracę. Szansę dał mi ówczesny właściciel klubu, Krzysztof Klicki i to był fajny, trzyletni okres bardzo owocnej pracy, który bardzo dobrze wspominam. - W Zagłębiu mamy wyniki. Klub również darzę sentymentem. Do każdego miejsca pracy podchodzę w sposób emocjonalny i traktuję to jako bagaż doświadczeń. Panie dyrektorze, jak to było z pana angażem w Gdyni. Zatrudnił pana Wojciech Stawowy? - Przeczytałem pana wywiad z trenerem Stawowym, w którym mówi, że mnie zatrudniał. Cóż, ja tam widzę kilka sprzeczności w związku z moją osobą. Jest wiele nieprawdy w tym, co mówi Wojciech Stawowy. Przede wszystkim nie zatrudniał mnie on, tylko pan Ryszard Krauze. Owszem, trener był wtedy ważną postacią w Gdyni, takim Sir Alexem Fergusonem, miał świetne kontrakty z właścicielem, ale to nie on mnie zatrudniał. - Nigdy nie zgodzę się już na taki model funkcjonowania, w którym szkoleniowiec jest takim Sir Alexem Fergusonem. Wojciech Stawowy był wtedy taką postacią. To było dla mnie nowe doświadczenie i wiem, że więcej się na takie rozwiązanie nie zgodzę. - Jest wiele klubów, w których nie rozumiano filozofii Stawowego. Pytanie, czy problem tkwi w tych klubach, czy w samym szkoleniowcu? Wydaje mi się, że w trenerze. Muszę powiedzieć, że Stawowy ma olbrzymi potencjał i umiejętności szkoleniowe, ale ma też rzeczy, które go ograniczają. Gdyby wyciągnął wnioski, spojrzał krytycznie na swoją osobę, mógłby być niezłym trenerem. Mam nadzieję, że wróci do pracy i obronią go wyniki, a nie jakieś opowieści. Mówił pan o sprzecznościach w wywiadzie z Wojciechem Stawowym. Proszę powiedzieć, o co chodziło? - Trener Stawowy, mam wrażenie, ma rozdwojenie jaźni. Kilka lat temu, w sądzie była sprawa Adamskiego (Marcina - przyp. red.), gdzie mówił takie rzeczy, że jak słuchałem, to myślałem, że śnię. Czułem się, jak w "Matriksie". Tyle bzdur powiedział na ten temat, że Arka przegrała proces z Adamskim. - Dostrzegłem też inne sprzeczności. Trener Stawowy mówi, że nie przeszkadzał mi, akceptował zawodników, a parę zdań dalej mówi, że Tomislava Mikulicia nie chciał, to było wbrew jemu. No to chciał, czy nie chciał? Nie wahał się pan przyjąć oferty z Cracovii? Wiedział pan, że Wojciech Stawowy tam pracuje. - Nie. Dostałem od właściciela zapewnienie, że trener nie ma takiej roli, jak w Arce. Nie jest Fergusonem i potrzebuje wsparcia w ocenie merytorycznej dla zawodników. Muszę powiedzieć, że z Wojciechem Stawowym nie pracuje się źle. Pracuje się specyficznie, ale gdyby szkoleniowiec chciał dać sobie pomóc, to mógłby być niezłym trenerem. - Ciągle czytam o jakimś swoim konflikcie z trenerem Stawowym. Nie było żadnego konfliktu pomiędzy nami. Jest pan pierwszym dziennikarzem, który mnie pyta o trenera Stawowego. Nikt nigdy nie prosił mnie o wypowiedź na ten temat. Nie jestem osobą, która dzwoni po dziennikarzach i dba o to, żeby coś wyjaśniać, bo uważam, że prawda zawsze się obroni. Pytanie, czy w innych klubach, w których trener pracował wszystko było w porządku. Trener blokował panu jakieś transfery? - Nigdy nie zrobiłem żadnego transferu, wbrew woli trenera. Byłbym ostatnim idiotą, gdybym miał takie rzeczy robić. Absolutnie nie. Jest pan zadowolony z transferów, które za pana kadencji zrobiła Cracovia? - Każdy klub ma swoją specyfikę i możliwości. Myślę, że patrząc na ogólną sytuację, można powiedzieć, że nie było źle. Nie były to okna marzeń, czy transfery marzeń, ale nie było najgorzej. Dość enigmatyczna odpowiedź. - Klub ma różne chwile. Cracovia była wtedy w trudnym momencie, po awansie w dramatycznych okolicznościach. Być może profesor Filipiak też nie chciał podjąć jakichś znaczących decyzji i to należy rozumieć. - Przeczytałem, że prezes nie chciał zwycięstw. Mogę powiedzieć z pełną odpowiedzialnością, że profesor Filipiak jest pierwszą osobą, która chce samych zwycięstw Cracovii i nigdy nie cieszyłby się z porażek klubu. Oczywiście, podchodzi do wielu spraw emocjonalnie, ale trzeba mu oddać, że chce, aby Cracovia była najlepsza. Rozmawiał: Kamil Kania