Po zakończeniu tegorocznych rozgrywek poprosiliśmy "Łobo" o podsumowanie rundy jesiennej. - Gdyby nie to, że z reprezentacją Polski udało mi się awansować na mistrzostwa Europy, uznałbym ją za kompletnie nie udaną - kręcił głową Wojciech. - Z Zagłębiem nie tylko nie awansowaliśmy do Ligi Mistrzów, ale na dodatek nagubiliśmy sporo punktów w ekstraklasie. Przez to nie liczymy się w walce o mistrzostwo. Dlatego tą rundę nazwałbym przeplataną. Co takiego zrobił nowy trener "miedziowych" Rafał Ulatowski, że ostatnie mecze jesieni były naprawdę niezłe w wykonaniu Zagłębia? - Trener Ulatowski przede wszystkim wprowadził spokój w szatni. W tym zawodzie nie można robić nic nerwowo - podkreśla Wojciech Łobodziński. Ku naszemu zaskoczeniu, "Łobo" zakomunikował, że nie zamierza się z Polski wyprowadzać w najbliższym czasie. - Przenosiny do którejś z zachodnich lig wiążą się z ryzykiem "grzania ławy" - stawia sprawę otwarcie Wojciech. - A ja nie mogę sobie na to pozwolić. Wolę zostać w Zagłębiu. Trener Leo Beenhakker znacznie bliżej ma do Lubina, niż do klubów zachodnich, a ja naprawdę chcę jechać na mistrzostwa Europy! Tymczasem klub z Lubina byłby gotów sprzedać prawoskrzydłowego. - Wojtek osiągnął w Zagłębiu wszystko, co mógł. Teraz pora, by zmierzyć się z prawdziwą piłką - mówi nam dyrektor sportowy Jakub Jarosz. - My na razie nie mamy jednak żadnej oferty dla Łobodzińskiego. Jego menedżer Bartłomiej Bolek opowiadał mi tylko o poważnym zainteresowaniu klubów francuskiego, niemieckiego i angielskiego. Przedstawiciele tychże obserwowali już Wojtka w kilku meczach. Wykupienie Łobodzińskiego z Zagłębia nie jest trudną sprawą. Piłkarz ma zapisaną w kontrakcie tzw. "klauzulę odejścia". Nie jest ona wysoka, jak za reprezentanta finalisty mistrzostw Europy. Wynosi 400 tys. euro. "Łobo" woli jednak poczekać, bo wie, że po mistrzostwach Europy może się zgłosić po niego jeszcze mocniejszy klub od tych, które go teraz obserwują. Piłkarz odpoczywa przed rundą wiosenną. - Postanowiłem wyjechać z rodziną na Teneryfę - zdradził nam.