Warta zrewanżowała się więc "Jadze" za porażką z grudnia, gdy po szalonym spotkaniu przegrała 3-4. Tym razem Jagiellonia nie potrafiła zdobyć choćby jednej bramki, zresztą groźnych sytuacji też miała niewiele. Jeden minimalnie niecelny strzał bardzo aktywnego Bartosza Bidy z 27. minuty, jedno uderzenie z ostrego kąta Jesusa Imaza (w 53. minucie), wyblokowany strzał Tarasa Romanczuka z 69. minuty, kilka mniej dokładnych prób i... to wszystko. Trener Jagiellonii Białystok rozczarowany Nic dziwnego, że trener Jagiellonii Rafał Grzyb był po spotkaniu mocno rozczarowany. - Pierwsza połowa była w naszym wykonaniu bardzo słaba, to zespół przeciwny dominował. Stwarzał sytuację, więc tę część zdecydowanie przegraliśmy. W drugiej weszli na boisku Bartek Kwiecień z Bartkiem Wdowikiem, coś zaczęło się dziać. Liczyłem na zdecydowaną poprawę, ale im dłużej trwał ten mecz, tym nasza sytuacja wyglądała coraz gorzej. Praktycznie nie stwarzaliśmy sobie sytuacji - mówił szkoleniowiec gości. Grzyb chwalił Wartę, która po tej wygranej awansowała na czwarte miejsce w PKO Ekstraklasie! - Wygrał zespół, który był bardziej zdeterminowany by to zwycięstwo odnieść. Proste środki, których używała Warta, wystarczyły do tego, aby zdobyć dwie bramki. Tego zwycięstwa im gratuluję - mówił szkoleniowiec klubu z Podlasia. O swoich zawodnikach nie miał najlepszej opinii. - Nie tego się spodziewaliśmy. Szczególnie po bardziej doświadczonych zawodnikach, którzy zamiast pomagać zespołowi, trochę psuli grę. Nad tym ubolewamy. Ciężko się gra, jeśli jest mnóstwo niedokładnych podań, a te podania powodowały coraz większą niepewność i późniejszą ucieczkę od gry - analizował trener Grzyb. Andrzej Grupa