Na zegarze była 39. minuta rewanżowego spotkania drugiej rundy eliminacji Ligi Europejskiej, rozgrywanego w Białymstoku. Świetnym rajdem popisał się Arvydas Novikovas, który wyłożył futbolówkę do Tarasa Romanczuka. Ten jednak fatalnie spudłował z kilku metrów. Wówczas Jagiellonia przegrywała 0-1, a pod koniec meczu została skarcona drugą bramką zdobytą przez zespół z Azerbejdżanu. W dwumeczu wicemistrzowie Polski przegrali 1-3 i wypadli za burtę europejskiego futbolu. - Przespaliśmy początek meczu, co skończyło się utratą bramki. Chwilę trwało, zanim się obudziliśmy. Później mieliśmy swoje sytuacje, ale nie udało się strzelić gola. Pod koniec meczu więcej sił rzuciliśmy do przodu, co skończyło się stratą drugiego gola - analizuje dla Interii Romanczuk, który ma świadomość, że w polu karnym Gabali zachował się jak trampkarz. - Oczywiście, że mam do siebie pretensje. Tę niewykorzystaną sytuację jeszcze mam w głowie, ale muszę jak najszybciej o niej zapomnieć, bo teraz trzeba skoncentrować się na lidze. W niedzielę przed nami kolejny mecz - powiedział Romanczuk. Trener "Jagi" Ireneusz Mamrot, jeśli wierzyć Romanczukowi, w szatni nie pieklił się na piłkarzy, tylko był uosobieniem spokoju. - Co trener mógł powiedzieć, skoro widać było, że zawodnicy dawali z siebie wszystko na boisku? Podziękował nam za walkę do końca i to wszystko - skwitował ukraiński pomocnik. - Kluczowy dla losów spotkania był pierwszy mecz - dodał Romanczuk. - Na wyjeździe mieliśmy szansę na strzelenie nie tylko zwycięskiego gola, bo przecież stworzyliśmy sporo sytuacji. Niestety szwankowała skuteczność - podsumował. <a href="http://wyniki.interia.pl/rozgrywki-P-liga-europejska-2-runda-kwalifikacji,cid,637" target="_blank">Liga Europejska: wyniki, strzelcy, terminarz</a> Artur Gac