Dotychczas zabrzanie najczęściej miażdżyli rywali u siebie na początkowych etapach meczu, rzucając się na przeciwnika całym zespołem. Wczoraj było inaczej. To mądrze grająca w pierwszym fragmencie Jagiellonia, po sprytnym, płaskim uderzeniu Tarasa Romańczuka prowadziła. Wszystko zmieniła bramka, zdobyta tuż przed przerwą, przez niesamowitego Igora Angulo. W drugiej połowie białostocczanie już nie istnieli, a dali się ponownie zaskoczyć. - Straciliśmy dwie bramki po stałych fragmentach gry, z czego Górnik słynie i jeszcze trzecią z prostopadłego zagrania. Wszystko to, co się stało, nie powinno się wydarzyć. Do 30 minuty graliśmy tak, jak chcieliśmy. Prowadziliśmy 1-0 i czekaliśmy spokojnie na kontrę. Było parę takich naszych akcji, które można było lepiej wykończyć, bo gdyby było 2-0, to ten mecz na pewno inaczej mógłby się potoczyć. Niestety, wracamy do domu z niczym - mówi smutno Łukasz Burliga, prawy obrońca Jagiellonii. Co się w takim razie stało z zespołem Jagi w drugiej połowie, kiedy to wicemistrz Polski zupełnie dał się zdominować jedenastce z Zabrza? - Ciężko powiedzieć. Na pewno Górnik zagrał agresywnie, a z kolei my w tym elemencie nie wyglądaliśmy najlepiej. Trudno odpowiedzieć mi na pytanie, dlaczego tak było. Na pewno zabrzanie byli bardziej zdeterminowani - podkreśla Burliga. Dzięki wygranej 3-1 drużyna Marcina Brosza ponownie objęła prowadzenie w tabeli Ekstraklasy. Górnika ma w tej chwili 32 punkty i o "oczko" wyprzedza Legię Warszawa, która dzisiaj wieczorem gra na wyjeździe z Koroną Kielce. Jagiellonia jest póki co czwarta, z 27 punktami na koncie. Kolejny rywalem jedenastki z Białegostoku będzie w piątek, 1 grudnia Pogoń Szczecin. Michał Zichlarz, Zabrze