Gdy miał 14 lat pojechał na zgrupowanie reprezentacji Polski juniorów. W dwumeczu z Niemcami był drugim bramkarzem. Zawiedziony wrócił do domu. Powiedział: "Mamo, ty się nie przejmuj. I tak będę pierwszą rękawicą w Polsce". Gdy trafił do juniorów starszych Jagiellonii, trener powiedział mu, że przychodzi do zespołu jako trzeci bramkarz. Po miesiącu był pierwszym. Jest bardzo ambitny, a jego ojciec przekonuje, że ma podobny charakter do Artura Boruca. - Na razie udaje się go jeszcze trzymać na wodzy. To młody, normalny chłopak, który nigdzie się nie wybiera. A co chwilę pojawiają się informacje o wielkich klubach, które są nim zainteresowane. To nie pomaga, ale Bartek twardo stąpa po ziemi - twierdzi Dariusz Drągowski, ojciec piłkarza. Rekordzista z Białegostoku Jest najmłodszym debiutantem w historii polskiej Ekstraklasy. Gdy w tym sezonie Michał Probierz dał mu bluzę z numerem jeden, wielu pukało się w czoło. Nastoletni bramkarz odwdzięczył się trenerowi doskonałą grą, a po sezonie odebrał nagrody Odkrycia Sezonu i Bramkarza Sezonu. To jednocześnie najmłodszy zawodnik, który sięgnął po te wyróżnienia. Drągowski z przytupem wszedł do Ekstraklasy. Gdy wielu ekspertom wydawało się, że to tylko mała ligowa gwiazdka, z każdym kolejnym meczem udowadniał, że warto na niego stawiać. I rozpychał się łokciami o swoje. Braki techniczne nadrabia charakterem. Upust emocjom dał w spotkaniu z Legią. Wówczas rzucił się do sędziego (który podyktował niesłuszny rzut karny dla piłkarzy ze stolicy), a brakowało niewiele, by doszło do rękoczynów. Bramkarza odciągali koledzy z zespołu i trener Probierz, a młody zawodnik ze łzami w oczach schodził do szatni. W dodatku warszawskim kibicom na odchodne pokazał środkowy palec, za co później został ukarany przez Komisję Ligi. A niewiele brakowało, by utalentowany bramkarz trafił do Legii. Trzy lata temu stołeczny klub chciał go w swojej akademii, ale... ostatecznie zrezygnował. Oficjalnie z powodu złych badań medycznych. - I może lepiej, że nie trafił do Legii? Prawdopodobnie siedziałby na ławce albo marnował się w akademii, a w Białymstoku szybko dostał szansę - wspomina sytuację sprzed lat Krzysztof Dowhań, trener bramkarzy klubu ze stolicy. Zresztą wówczas ojciec zawodnika, który prowadzi jego karierę, przebierał w ofertach, konkretna pojawiła się też z Lecha Poznań. Obaj na krótko wyjechali do Anglii (Blackburn Rovers), ale zdecydowali, że dalszą przygodę z piłką młody Bartek powinien związać z Jagiellonią. I był to strzał w dziesiątkę. Białostocki klub słynie z tego, że chętnie stawia na młodych bramkarzy. Właśnie tu szansę dostali np. Grzegorz Sandomierski, Jakub Słowik czy Tomasz Ptak. Wszyscy debiutowali w Ekstraklasie przed ukończeniem 20. roku życia. Wszystkich bije na głowę Drągowski. Wcześniej zadebiutował, wcześniej został okrzyknięty wielkim talentem i wcześniej dostał oferty od największych klubów Europy. Na razie ojciec i sam zawodnik odrzucają oferty z zagranicy. Młody bramkarz najpierw musi zdać maturę, nauczyć się języka obcego i ograć w lidze. Dopiero wówczas dostanie zielone światło i będzie mógł opuścić Białystok. Nad rozwojem Drągowskiego czuwa Grzegorz Kurdziel. Wcześniej trenowali go Jarosław Bako i Ryszard Jankowski. - To świetni specjaliści - uważa ojciec piłkarza. - Jeżeli wyjedzie za granicę i będzie występował w pierwszym składzie, to bardzo dobrze. Odpowiednim przykładem jest Wojtek Szczęsny. Z drugiej strony może trafić jak Łukasz Skorupski i przepaść. Taki klub trzeba wybrać bardzo rozsądnie - uważa Dowhań. W ślady Boruca, Fabiańskiego i Szczęsnego Właśnie trener bramkarzy Legii stał za największymi sukcesami polskich bramkarzy w ostatnich latach. Z krajowej czołówki nie uczył jedynie Jerzego Dudka i Przemysława Tytonia. Z kolei spod jego skrzydeł do Europy wyfrunęli: Artur Boruc, Łukasz Fabiański, Wojciech Kowalewski i w mniejszym stopniu Wojciech Szczęsny. - Na pewno nie byli od niego mniej utalentowani. Szczególnie Łukasz Fabiański, który też wcześnie debiutował, bo miał chyba 20 lat. Prezentował wyższe umiejętności techniczne, ale być może był słabszy mentalnie w tym wieku - dodaje Dowhań. Pytanie tylko, jak długo prezes Jagiellonii Cezary Kulesza będzie odrzucał bajeczne oferty za tego zawodnika? Pierwsza wpłynęła już zimą. Legia uderzyła się w pierś i chciała kupić Drągowskiego. Oferował milion euro, ale dla białostoczan to było za mało. Liczą, że na utalentowanym bramkarzu zarobią krocie. Niewykluczone, że tak właśnie się stanie. W domu Drągowskiego rodzice są podzieleni. Ojciec chce, by piłkarz rozwijał się w spokoju, a matka doradza mu co innego. - Żona inaczej do tego podchodzi. Mówi mu: "Teraz jest twoje pięć minut, wybierz klub i odejdź". A ja staram się powstrzymywać emocje, bo gdzieś tam kopałem - twierdzi ojciec. Bo Jagiellonia na pewno nie jest szczytem możliwości młodego bramkarza. - Gdzie jest ten wierzchołek? Trudno mi powiedzieć, bo nie trenuję go na co dzień, ale na pewno w dobrym klubie europejskim - dodaje Dowhań. - Teraz na pewno nigdzie nie odejdzie. Jeszcze przynajmniej rok będzie grał w Jagiellonii. Być może jeszcze dłużej. Nigdzie się nie spieszymy. Najpierw matura, potem prawo jazdy i później będziemy się zastanawiać - dodaje Drągowski senior. Zakusy agentów - Decyzja pewnie będzie należała do niego. Lepiej chyba, by najpierw wybrał mniejszy klub i regularnie występował. Dopiero wtedy okaże się, na co go stać - uważa Dariusz Drągowski. Pytanie tylko, czy za jakiś czas starszy Drągowski wciąż będzie kierował karierą młodego bramkarza. Ale już zakusy na utalentowanego golkipera robią sobie piłkarscy agenci. Bramkarz jest w tej chwili chyba najbardziej łakomym kąskiem w polskiej Ekstraklasie. - Ma bardzo duży potencjał, ale pojawią się teraz większe oczekiwania, presja. Z tym trzeba będzie sobie poradzić, a nie każdy potrafi. Potencjał ma taki, że za kilka lat może być numerem jeden w polskiej reprezentacji. W tym czasie jednak pojawią się trudności, kontuzje, wielkie kluby i pieniądze - twierdzi w rozmowie z Interią Cezary Kucharski, agent m.in. Roberta Lewandowskiego. - Na pewno chcemy, by Jagiellonia na nim zarobiła, bo temu klubowi wszystko zawdzięcza. Podpiszemy nowy kontrakt, pewnie do 2018 roku. A gdy pojawi się poważna oferta, trzeba będzie zapłacić - dodaje Drągowski.Łukasz Szpyrka