- To, że ktoś uważa mnie za najlepszego zawodnika spotkania nie ma większego znaczenia, bo przecież nie zdobyliśmy trzech punktów. A to jest najważniejsze Chcieliśmy tu zdobyć chociaż punkt. Indywidualne osiągnięcia schodzą na dalszy plan. Bardziej bym się cieszył, gdybyśmy nie stracili gola. Fajnie, że udało się obronić kilka piłek. Strzał Hämäläinena odbiłem dość niefortunnie. Zabrakło szczęścia, bo piłka spadła pod jego nogę. Raczej przy jego dobitce nie miałem szans. - Starcie z Legią nie był dla mnie czymś wyjątkowym. To był kolejny mecz. To, że udało mi się bronić tak fajnie w niektórych sytuacjach, to może po prostu był taki dzień konia. Gdybyśmy strzelili gola, to może potem inaczej by to wyglądało. Potem się cofnęliśmy i chyba nie najlepiej podziałały na nas te przerwy spowodowane zadymieniem stadionu. - Podczas tych pauz starałem się cały czas nie stracić ciepła. Chciałem zachować koncentrację. To nie było korzystne dla całego zespołu. Graliśmy tego dnia jakby cztery części. Nie chcę na to zrzucać winy, ale tak nie powinno to wyglądać. Oczywiście nigdy nie grałem w takim spotkaniu - komentował Loska. Na początku drugiej połowy sędzia Jarosław Przybył podyktował rzut karny po rzekomym faulu golkipera Górnika na Niezgodzie. Po chwili i konsultacji VAR zmienił decyzję. - Byłem w stu procentach pewny, że nie faulowałem zawodnika Legii. Od razu powiedziałem to arbitrowi. Pierwszy dotknąłem piłkę i do zdecydowanie, to nie było przypadkowe zagranie. Byłem zaskoczony decyzją sędziego, ale po weryfikacji wyszło, że to ja miałem rację. Od razu też Jarkowi powiedziałem, że karnego nie było i dlatego zabrałem mu piłkę. Nie mógł liczyć na jedenastkę. Górnik w Warszawie stracił pozycję lidera. Teraz jest na drugiej pozycji. - Nie chcę mówić o celach drużyny, bo jest trochę za wcześniej. Jestem jednak pewny, że mamy materiał indywidualnie i sportowo, aby walczyć o jak najwyższe miejsca. Trener dobrze nas prowadzi. W tej chwili jednak skupiamy się na Jagielloni w najbliższy piątek. Z Warszawy Krzysztof Srogosz