W edycji PZP 1969/1970 "Górnicy" szli jak burza. W pierwszej rundzie drużyna z takim graczami w składzie, jak Hubert Kostka, Stanisław Oślizło, Jerzy Gorgoń, Jan Banaś czy Włodzimierz Lubański rozbiła Olympiakos Pireus (2-2 i 5-0). Potem przyszły dwie wygrane po 3-1 z Rangersami z Glasgow. Nieoczekiwana zmiana trenera Po tych meczach, w listopadzie 1969 roku, doszło do nieoczekiwanej roszady na ławce trenerskiej. Od prowadzenia zespołu odsunięto twórcę sukcesów wielkiego Górnika z tamtego czasu - Gezę Kalocsaya. Doskonałego szkoleniowca z Węgier, który z powodzeniem pracował z zabrzańską jedenastką od 1966 roku zastąpił Michał Matyas. Dlaczego taka roszada? Brak wyników? Nic z tego, powody były inne... Węgier, człowiek wykształcony, z pasją, kochał życie. Całkowicie oddawał się futbolowi, ale przecież nie tylko piłką się żyje... Lubił się bawić, bywać, korzystać z przyjemności. Nie wszystkim się to w górnośląskim klubie podobało. Z Matyasem na ławce Górnik, nie bez przeszkód, wyeliminował Lewskiego Sofia (2-3 i 2-1). Potem półfinałowe mecze z AS Roma, które przeszły nie tylko do legendy polskiej klubowej piłki. Rywalizacja z jedenastką z Rzymu trwała 5,5 godziny! Zakończyła się remisem. Na Stadio Olimpico 1-1, na Stadionie Śląskim - po dogrywce - 2-2 . I wreszcie w trzecim meczu na neutralnym terenie w Strasburgu kolejny remis po dogrywce 1-1. W tej sytuacji o wszystkim decydowało losowanie. Wygrał go kapitan Górnika Stanisław Oślizło i to zabrzanie kilka dni później grali w finałowym meczu we Wiedniu z Manchesterem City, który w 1/2 rozprawił się z Schalke - 0-1 i 5-1. Dali im potrzymać puchar... W drużynie prowadzonej przez Joe Mercera było kilku świetnych zawodników. O sile zespołu, który w latach 1968-1970 zdobywał kolejno mistrzostwo Anglii, Puchar Anglii, Puchar Ligi i Puchar Europy Zdobywców Pucharów, decydowała trójka ofensywnych graczy: Colin Bell, Francis Lee oraz Mike Summerbee. Bohaterem meczu w Wiedniu był Lee. To po jego strzale na śliskiej murawie na początku spotkania piłki nie złapał Hubert Kostka, doskoczył do niej Neil Young i z kilku metrów wpakował do siatki. Potem Lee, który akurat w dniu finałowego meczu obchodził swoje 29. urodziny, oszukał obrońców zabrzan i wywalczył jedenastkę, którą później sam zamienił na bramkę. Kontaktowy gol w wykonaniu Stanisław Oślizły w drugiej połowie niewiele już dał. - W końcówce to była desperacka obrona Manchesteru i ich gra na czas. Wtedy nie było zastępczych piłek. Uderzona daleko w aut, to trochę trwało, kiedy z powrotem dostarczona została przez chłopców od podawania piłek na boisko. Czas pracował na ich korzyść. No i tak dowieźli to jednobramkowe prowadzenie do końca... Mogliśmy tylko zazdrościć przeciwnikowi. Potem była wspólna kolacja na stadionie. Rywal zdecydował się na taki gest, że mogliśmy potrzymać w rękach ten puchar. Podczas tej kolacji przeszedł przez nasze ręce - opowiada dzisiaj pan Stanisław Oślizło. Żony na meczu Jedna z wielkich legend Górnika, jeszcze dziś nie może odżałować tego, co stało się pół wieku temu. - Niespełniony moment... Liczyliśmy, że wygramy i będziemy zdobywcą Pucharu Europy Zdobywców Pucharów. Tak się jednak nie stało. Oczywiście, docenialiśmy klasę rywala, bo angielskie zespoły zawsze liczyły się w pucharowej konfrontacji. Która by to nie była drużyna z ligi angielskiej, to zawsze prezentowała wysoki poziom. Tutaj trzeba jednak przyznać, że Górnik w tym akurat finałowym spotkaniu rozegrał swoje najsłabsze spotkanie w całej tej pucharowej rywalizacji dochodzenia do tego decydującego meczu - przyznaje pan Stanisław i dodaje: - Po mecz rozmawialiśmy, analizowaliśmy wszystko z kolegami, dlaczego tak się stało. Przemawiała taka opcja i sugestia, że na pewno nie pomogła nam zmiana trenera przed tymi decydującymi spotkaniami. W półfinale prowadził nas nowy trener Matyas. Zupełnie nowa twarz w Górniku, nowa taktyka, nowe ustawienie. To raz. Druga rzecz, to te trzy spotkania z Romą, te dogrywki i mecz na neutralnym terenie w Strasburgu, ledwie tydzień przed finałem, też pewnie miały jakiś tam fizyczny wpływ na naszą dyspozycję. Było zmęczenie tymi spotkaniami, no i ten finał nie wyszedł nam tak, jak chcieliśmy. Nie mówiąc już o pogodzie, o atmosferze na stadionie. Kibiców w Austrii to spotkanie w ogóle nie obchodziło. - Dla naszych fanów, dla Polaków nie było możliwości załatwienia sobie w krótkim czasie wiz, żeby tam do Wiednia pojechać. Wyjechały dwa autokary z działaczami, z osobami, które współpracowały z Górnikiem. Byli to dyrektorzy oraz inżynierowie z kopalń. Drugi autokar to nasze żony, które dzień przed meczem nocowały w Bratysławie, a potem otrzymały zgodę na to, żeby w dniu meczu przyjechać do nas. To wszystko było takie niekorzystne dla nas. Odbił0 się na poziomie spotkania, na tym, co pokazaliśmy - tłumaczy ówczesny kapitan górniczej jedenastki, który jest jedynym polskim zawodnikiem w historii, który w finale któregoś z europejskich pucharów trafił do siatki rywala w barwach polskiej jedenastki.