22-letni obecnie zawodnik trafił do klubu z Zabrza latem 2018 roku. Liczono, że jak w przypadku Damiana Kądziora, który do górniczego klubu trafił rok wcześniej z Wigier Suwałki, tak i Ryczkowski zrobi błyskotliwą i błyskawiczną karierę. Ten były zawodnik Legii, który debiutował w warszawskim klubie w Ekstraklasie wiosną 2014 roku, potem grał właśnie Wigrach i Chojniczance, gdzie w sezonie 2017/18 należał do najlepszych w drużynie strzelając bramki i notując asysty. Z jego transferem do Górnika wiązano spore nadzieje. Nie wyszło jak miało, bo zabrzanie jesienią 2018 rozczarowywali. Nie szło też Ryczkowskiemu. Skończyło się na dziesięciu meczach po czym zawodnik zupełnie zaginął. Na boiskach nie oglądaliśmy go przez kilkanaście miesięcy, od grudnia 2018 do stycznia 2020. Co się stało, jakie były przyczyny? O tym opowiada sam zawodnik... - To był koniec lutego zeszłego roku, trenowałem na siłowni. Po zajęciach okazało się, że cała ręka jest spuchnięta. Tak było przez trzy dni, opuchlizna nie schodziła. Ręka wyglądała, jakby była napompowana. Po kilku dniach poszedłem do lekarza i okazało się, że mam zakrzepicę w dwóch żyłach, to była żyła podobojczykowa i pachowa. Ciężko stwierdzić co było tego przyczyną. Różne czynniki mogły się na to nałożyć, w tym genetyka. No i tak długo to leczyłem. Zresztą teraz dalej biorę leki. Zakrzep schodził zresztą z tej jednej żyły bardzo powoli. Dalej do końca nie jest wyleczona, bo jest mały zakrzep, ale na szczęście dostałem już zgodę na grę. Co do drugiej żyły, to po trzech miesiącach była już czysta. Muszę uważać, bo jakieś ryzyko tam jest. Gdyby pojawił się jakiś boiskowy uraz, to od razu trzeba jechać do lekarza czy ten krwiak narasta, bo poprzez leki które biorę, mam rzadką krew. Długo to wszystko trwało. Nie mogłem się narażać fizycznie, zero kontaktu z przeciwnikiem, żadnych ćwiczeń czy siłowni. Nic - opowiada. Do treningów wrócił w tym okresie przygotowawczym, a w pierwszym meczu kontrolnym zabrzan z Banikiem Ostrava, który "Górnicy" wygrali 2-1 był bohaterem spotkania. To po jego świetnej akcji i celnym strzale drużyna z Zabrza wyrównała. Z takiego obrotu sprawy bardzo cieszył się trener Marcin Brosz i koledzy zawodnika, a także oczywiście sam piłkarz. - To dla mnie ekstrarzecz, bo po takim meczu wszystko z człowieka schodzi. Po takim czasie nie do końca ma się pewność czy wróci się do zdrowia czy wróci się do grania. Ale przetrwałem ten okres, wróciłem do piłki i jestem bardzo szczęśliwy, że mogę normalnie funkcjonować jako piłkarz - podkreśla Ryczkowski, który teraz z resztą kolegów trenuje na obozie w cypryjskiej miejscowości Ayia Napa. Michał Zichlarz