"Górnicy" zagrali w Gdyni w mocno eksperymentalnym zestawieniu. Wiadomo było, że nie może grać zawieszony za kartki Przemysław Wiśniewski. Jego miejsce na środku obrony zajął Aleksander Paluszek, który w zeszłym tygodniu zadebiutował w Ekstraklasie. W wyjściowym składzie zabrakło jednak wielu asów górniczej jedenastki. W meczowej kadrze w ogóle nie było najlepszego strzelca Igora Angulo (ze względów zdrowotnych), z kolei Jesus Jimenez, Erik Janża czy Roman Prochazka usiedli tylko na ławce rezerwowych, żeby wejść na murawę w drugiej połowie. Szansę dostali inni, jak wspomniany Paluszek, Michał Koj, Adam Ryczkowski czy Piotr Krawczyk. O wygranej zabrzan zdecydowały efektowne bramki w wykonaniu Koja w pierwszej połowie i rozkręcającego się w lidze z kolejki na kolejkę Alasana Manneha, który trafił w samej końcówce, zdobywając swojego pierwszego gola w Ekstraklasie. - Bardzo trudne spotkanie, o czym też świadczy historia, bo w Gdyni ostatni raz wygraliśmy 38 lat temu. To pokazuje, jak ciężkie są to mecze. Na pewno takie zwycięstwo bardzo cieszy, natomiast jeśli chodzi o przebieg gry, to ciekawsza była pierwsza połowa. Druga była zbyt szarpana, obydwa zespoły dążyły do tego, aby wygrać, brakowało natomiast płynności - komentował po meczu trener Brosz. Jego drużyna na kolejkę przed zakończeniem sezonu ma na swoim koncie 53 punkty i o dwa "oczka" wyprzedza Wisłę Płock. Na zakończenie rozgrywek "górnikom" wystarczy remis u siebie z Zagłębiem Lubin w sobotę, żeby "przyklepać" pierwsze miejsce w grupie spadkowej. Nie powinno być o to trudno, bo jeśli weźmie się pod uwagę mecze po restarcie Ekstraklasy, to zabrzanie, z 20 punktami w 10 meczach, są... najlepszą jedenastką! 18 punktów na koncie ma Lech Poznań, który dziś w meczu z Cracovią na wyjeździe może poprawić ten bilans. Michał Zichlarz Ekstraklasa: wyniki, tabela, strzelcy, terminarz