Prezes "Pasów" i spółki informatycznej ComArch został zatrzymany przez krakowską prokuraturę w sobotę po południu. Przesłuchiwano go do niedzielnego ranka i postawiono mu zarzuty pomocnictwa w antydatowaniu kontraktu byłego piłkarza Cracovii Pawła Drumlaka oraz działania na jego szkodę poprzez naruszanie praw pracowniczych. Profesor nie przyznaje się do żadnego z zarzutów. - Drumlak jest smutnym człowiekiem i dla mnie nie istnieje. Takich Drumlaków wielu widziałem, tylko nie mogę się pogodzić z tym, że przez niego trafiłem za kratki - nie kryje Filipiak w "PS". Prezes wrócił z Rzymu, gdy został zatrzymany na krakowskim lotnisku. Noc spędzona w areszcie była dla niego traumatycznym przeżyciem. - Jest cela i judasz. Oni mają obowiązek co 15 minut otworzyć judasza, zapalić światło i zajrzeć do celi. Tam jest dużo gorzej niż w więzieniu, bo z nikim nie można mieć kontaktu - opowiada prof. Filipiak. Prezes "Pasów" był przesłuchiwany w obecności dwóch adwokatów. - Przy nich czułem się dużo pewniej, a gdy usłyszałem zarzuty to prawie się zaśmiałem - powiedział Filipiak. Profesor ocenia, że zarzuty są "wzajemnie sprzeczne". - Z jednej strony zarzuca się nam, że pomagaliśmy Drumlakowi w przestępstwie, bo poszliśmy mu na rękę, żeby nie płacił komornikowi, a z drugiej strony zarzuca się nam, że go sekowaliśmy, nakładaliśmy na niego kary finansowe. Za ten sam rok 2005 - opowiada prezes. Martwi się też, że sprawa "Drumlaka" niekorzystnie wpłynie na wizerunek nie tylko klubu, ale też firmy ComArch. - Drumlak, o którym prokuratura wie, że nie jest kryształowo uczciwym człowiekiem, pomawia mnie i tak się to kończy. Tu nie chodzi o moją osobę, a o firmę ComArch. Ja się mogę tłumaczyć, ale zostałem obrzucony błotem i do końca życia będzie to cuchnąć - kręci głową prezes. Więcej w "PS".