Interia: Jakie są pana wrażenia po debiucie hokejowej Ligi Mistrzów w Polsce? Martin Baumann, szef hokejowej LM: - Jestem ciągle pod wrażeniem. Nie jest łatwo zorganizować taki mecz, a w Krakowie wszystko wyszło perfekcyjnie. Wspaniali byli także kibice, którzy tłumnie odwiedzili halę i pięknie dopingowali zespół mimo niekorzystnego wyniku. - Powiedziałbym nawet, że bardziej oddającym przebieg gry byłby wynik 2-5. 2-7 to trochę za wysoko. Mamy też najlepszą frekwencję z tego sezonu - ponad 7 tys. widzów, czyli o dwa tysiące więcej niż w Mińsku, na Junosti. - Dokładnie, już teraz widać, że pomysł organizacji meczów Cracovii w dużej Tauron Arenie wypalił. Przecież nie byłoby tragedii, gdyby Cracovia zorganizowała to spotkanie we własnej hali na trzy tysiące ludzi, a jednak odważyła się wejść z hokejem w środku lata do dużego obiektu i to było wspaniałe. Budżet Ligi Mistrzów na nagrody dla zespołów w tym sezonie jest podobny, jak w poprzednich - 1,5 mln euro? - Dokładnie tak, utrzymaliśmy go na tym poziomie. Zapowiedzieliśmy jego znaczące podniesienie po czwartym sezonie. Jak pan zapewne wie, przedłużyliśmy kontrakt funkcjonowania Ligi Mistrzów do co najmniej sześciu lat, by ustabilizować ten produkt. Myślę, że to wspaniała wiadomość także dla dziennikarzy, kibiców, że kontynuujemy pracę tak jak zaplanowaliśmy. - Drużynom dajemy premie już za awans z grupy, ich wysokość zależy od zdobytych punktów, ale też kosztów poniesionych na podróże. Staramy się wypłacać klubom rekompensaty tak duże, na jakie nas obecnie stać. Co się dzieje u takich potęg jak Zurich Lions, na których mecz w Lidze Mistrzów przyszło tylko 1,2 tys. widzów? - W Zurychu grali w małej, zastępczej arenie, gdyż ta duża, główna jest obecnie niedostępna dla drużyny. Gdy tylko zespół wróci do macierzystej hali, wszystko wróci do normy. Właśnie po to zmienialiśmy format rozgrywek, by uzyskać większą frekwencję, jak to miało miejsce w Krakowie. Polska dostała dziką kartę uprawniającą do gry w Lidze Mistrzów także na przyszły sezon, ale czy to się nie zmieni po takich wynikach jak 2-7? - Na pewno nie. Jedną z naszych misji jest rozwój hokeja w Europie. Nie chcemy, żeby Liga Mistrzów ograniczała się tylko do Szwecji, Finlandii, Czech i Szwajcarii, ale by zyskiwała popularność także w innych krajach. - Rozwój hokeja w Europie mają stymulować dzikie karty przyznane klubom z Polski, Norwegii, Francji, Wielkiej Brytanii i Białorusi. Z drugiej jednak strony, muszę powiedzieć, że musimy również brać pod uwagę jakość gry na lodzie. Jeśli trafi się ktoś, kto będzie przegrywał dwucyfrowo, trzeba będzie reagować, by ratować nasz produkt. Liga Mistrzów jest przeznaczona dla najlepszych, w niej musi być poważna rywalizacja. Dlatego musimy mieć pewność, że poziom sportowy w klubach, które dostały dziką kartę idzie do góry, ale jestem spokojny, ze i w tym sezonie będziemy obserwować powodzenie hokejowych "Kopciuszków", jak to miało miejsce w ubiegłym sezonie. Rozmawiał w Krakowie Michał Białoński