Dwa gole, kolejna wygrana - lepiej to się nie mogło poukładać. - Tak, szczególnie, że udało nam się podnieść po przegranej w Płocku. Nie zagraliśmy tam dobrze, ale z Zagłębiem też nie spisaliśmy się najlepiej. Najważniejsze są jednak trzy punkty. Potrzebowaliśmy ich i zdobyliśmy. To dla mnie ważny wieczór. Nie jest pan zadowolony z tego jak zagraliście? - Nie, bo po drugiej bramce oddaliśmy rywalom inicjatywę i pozwoliliśmy na zbyt wiele. Tak nie możemy grać. Jeśli prowadzisz, to musisz utrzymywać piłkę, a my tego nie robiliśmy. Musimy to poprawić, szczególnie przed kolejnym meczem, bo chyba nie muszę mówić, jak ważnym spotkaniem są derby [w najbliższej kolejce Cracovia zagra z Wisłą przy Reymonta]. Znów pan uderzał z rzutu karnego i znów trochę trwało sprawdzanie VAR. Koledzy dopytywali, czy na pewno chce pan uderzać? - W Płocku tak, ale tutaj nie. Czuję, że we mnie wierzą, dlatego uderzam. Z karnymi mieliśmy wiele problemów... Czuję presję, ale skoro wiem, że trener chce, bym strzelał, to jestem na to gotowy. Karny został podyktowany za faul na panu. Rywale nie są pewni, czy sędzia podjął słuszną decyzję. - Byłem sam na sam bramkarzem. Poczułem, że ktoś mnie popchnął, następnie wybił piłkę i kopnął mnie. Według mnie to rzut karny, bo zostałem popchnięty. Poza tym nie mogę zrozumieć, dlaczego faulujący [Martin Toth] nie otrzymał żółtej kartki, a to byłaby jego druga... Najważniejsze jednak, że wygraliśmy. Pan też musiał uważać, by nie otrzymać kartki, bo wówczas nie wystąpiłby pan w derbach. - Wiem, musiałem się pilnować i trudno się tak grało. W każdej stykowej sytuacji czułem obawę, że może się ona skończyć moim faulem. A bardzo nie chciałem stracić derbów. Rozmawiał i notował Piotr Jawor