Takie nagromadzenie reprezentantów Polski w jednym meczu ligowym Ekstraklasy zdarza się rzadko. Tylko w jednym spotkaniu w tym sezonie - Lechia - Legia w październiku - było ich więcej. W Krakowie zapowiadało się pasjonujące widowisko, ale długo z dużej chmury padał mały deszcz. W poniedziałek przy ul. Kałuży jednocześnie po boisku biegało czterech piłkarzy, którzy regularnie dostają powołania od selekcjonera Adama Nawałki. Nieoczekiwanie w wyjściowym składzie Lechii wyszli Sebastian Mila i Sławomir Peszko. Obaj w ostatnim czasie byli w Gdańsku odstawieni na bocznicę. Gdy do tego dodamy pracującego w środku pola Ariela Borysiuka, a po przeciwnej stronie będącego w bardzo dobrej formie Bartosza Kapustkę, można było mieć nadzieję na ciekawe spotkanie. Reprezentantom "show" skradł jednak Michał Mak już na początku meczu. I to w bardzo negatywnym znaczeniu. Napastnik gości zachował się w idiotyczny sposób i zaatakował Deleu, który był akurat bez piłki. Mak z rozpędu próbował... kopnąć go w głowę! Sędzia Bartosz Frankowski nie miał wątpliwości i natychmiast ukarał zawodnika zupełnie zasłużoną czerwoną kartką. W tak bezsensowny sposób Mak osłabił drużynę, która niemal przez cały mecz musiała grać w dziesięciu. Wydawało się, że od tego momentu Cracovia nabierze rozpędu i zdominuje ten mecz. Tak przecież było w czterech ostatnich spotkaniach ligowych przy Kałuży, które podopieczni Jacka Zielińskiego wygrywali w dobrym stylu. Tym razem jednak Lechia zawiesiła poprzeczkę trochę wyżej. Po czerwonej kartce dla Maka trener Thomas von Heesen musiał skorygować ustawienie. Najbardziej wysuniętym zawodnikiem był... Sebastian Mila, który jednoznacznie pokazał, że to nie jest jego ulubiona pozycja. Reprezentant Polski męczył się na szpicy, rzadko był pod grą, a podania kolegów niemal do niego nie dochodziły. Inna sprawa, że Mila jest zbyt wolny do gry, na jaką po stracie Maka zdecydowała się Lechia. Goście nastawili się na kontrataki, choć niemal przez całą pierwszą połowę nie zagrozili bramce Grzegorza Sandomierskiego. Jedynie Borysiuk zdecydował się na strzał z ok. 30 metrów i tylko na to było stać gdańszczan przed przerwą. Męczyła się też Cracovia, która choć miała klarowne sytuacje, nie potrafiła ich wykorzystać. W najlepszej był Erik Jendriszek, który w 38. minucie dostał wyśmienite podanie od Marcina Budzińskiego i wyszedł sam na sam z Marko Mariciem, ale fatalnie spudłował. Okazje mieli też Deniss Rakels, Miroslav Czovilo i Mateusz Cetnarski, ale w pierwszej połowie bramki nie padły. Po przerwie przycisnęli gospodarze, ale długo nie mogli sforsować zasieków obronnych gości. Choć stwarzali kolejne okazje - najpierw strzał głową Czovili wybronił Marić, a później niecelnie uderzył Kapustka. Od początku drugiej połowy padał śnieg, a kibice byli już nieco zmarznięci. Dopiero potężne uderzenie z dystansu Pawła Jaroszyńskiego lekko ich rozgrzało. Strzał lewego obrońcy Cracovii odbił jednak Marić. Kilka minut później był już jednak bez szans. W polu karnym gości piłkę przyjął Kapustka, obrócił się i huknął z całej siły. Marić sparował ten strzał, ale przy dobitce Denissa Rakelsa nie miał już nic do powiedzenia. Choć w tej sytuacji był minimalny spalony, sędzia Frankowski gola uznał. Lechia wyraźnie opadła z sił. Gra w "dziesiątkę" była dla niej zbyt wyczerpująca. Do tego von Heesen nie decydował się na zmiany. Nie mogło się to dla gości dobrze skończyć. W 70. minucie dokładnie z lewej strony dośrodkował wprowadzony w drugiej połowie Łukasz Zejdler, a zakończył tę akcję Cetnarski, który umieścił piłkę tuż pomiędzy słupkiem a rozpaczliwie interweniującym Mariciem. Gra Cracovii wyglądała składnie i widać było, że na końcówkę tego meczu gospodarze zachowali więcej sił. Ostatni głos należał do Erika Jendriszka, który w pełni zrehabilitował się za zmarnowaną sytuację w pierwszej połowy i z bliska uderzył obok bezradnego bramkarza gości. Dzięki tej wygranej Cracovia podtrzymała imponującą serię wygranych meczów ligowych przed własną publicznością i wciąż jest na trzecim miejscu w tabeli. Lechia z 18 punktami zajmuje 12. lokatę. W niedzielę Cracovię czeka niezwykle prestiżowe spotkanie - z Wisłą przy ul Reymonta. W tym meczu piłkarze Zielińskiego będą musieli sobie radzić bez kapitana i lidera defensywy Piotra Polczaka, który dostał czwartą żółtą kartkę w sezonie. Tego samego dnia Lechia zmierzy się z mistrzem Polski Lechem Poznań. Z Krakowa Łukasz Szpyrka Cracovia - Lechia Gdańsk 3-0 (0-0) Gole: Rakels (60. minuta), Cetnarski (70.), Jendriszek (83.). Czerwona kartka: Mak (6. min.). Żółte kartki: Polczak, Czovilo - Marković. Cracovia: Sandomierski - Deleu, Wołąkiewicz, Polczak, Jaroszyński (60. Zejdler) - Czovilo, Budziński, Kapustka (77. Wdowiak), Cetnarski, Rakels (86. Szewczyk) - Jendriszek. Lechia: Marić - Stolarski, Gerson, Janicki, Marković - Borysiuk, Kovaczević, Makuszewski (69. Wawrzyniak), Mila (84. Kuświk), Peszko - Mak. Sędziował: Bartosz Frankowski. Widzów: 6 367.