Ekstraklasa: wyniki, terminarz, strzelcy, gole Adrianna Kmak, Interia: Co znaczy dla ciebie data 22 czerwca 2010 roku? Pamiętasz, co się wtedy wydarzyło? Deleu, obrońca Cracovii: - To data, która zmieniła moje życie. Byłem w Brazylii, wtedy nie miałem klubu, bo rozwiązałem z kontrakt z moją drużyną. Oni chcieli ze mną przedłużyć umowę, ale nie proponowali lepszych warunków. Wolałem zostać w domu i czekać na lepsza propozycję, niż być w drużynie, w której nie szanowano mojego zdania. Siedziałem chyba dwa miesiące w domu, jak dostałem telefon od Edsona (Edson Luiz Da Silva - były piłkarz Legii Warszawa - przyp. red.), który grał wtedy w Legii. Chciał zobaczyć moje DVD z najlepszymi akcjami itd. Marzeniem każdego Brazylijczyka jest gra w Europie. Tak naprawdę nic nie wiedziałem o Polsce, oprócz tego, że Jan Paweł II jest Polakiem i jest u was zimno. Miałem marzenie jednak, żeby grać w piłkę i pomagać mojej rodzinie. Ciężko było ci się zaaklimatyzować w Gdańsku. Przyjechałeś, nie znałeś języka... - Szczerze mówiąc, to było super. Akurat było lato, mieszkałem wtedy w hotelu, w dzielnicy Brzeźno. Na plażę miałem jakieś 50 metrów. Tam z okna było widać morze. Słoneczko, cieplutko, klapki w ręce, okulary, kąpielówki... Kurde mówili, że tutaj zimno, a ja czuję się jak w domu! Nie wiedziałem tylko, że woda jest taka zimna. Wbiegłem do morza i od razu dostałem gęsiej skórki, ale później się do tego przyzwyczaiłem. Mam tam dużo kolegów na plaży do dzisiaj. Zawsze, jak przyjeżdżam do Gdańska, to mnie zapraszają, żeby pograć w siatkówkę itd. Bariera językowa bardzo ci przeszkadzała w kontaktach z drużyną? Miałeś jakiegoś tłumacza? - Nie miałem nikogo. To był trochę problem. Nic nie rozumiałem. Tylko mimika. To było fajne, bo musiałem się nauczyć. Miałem duże problemy z jedzeniem. Na początku, jakieś półtorej tygodnia, schudłem chyba trzy kilogramy. To sporo. - W restauracji zawsze dostawałem na obiad menu dnia i zawsze był ogórek. A ty nie lubisz ogórków. - Już lubię (śmiech). Teraz jem ogórki bez problemu, ale wtedy wystarczył zapach ogórka i już chciało mi się wymiotować. Aż tak? - Aż tak. I zawsze go dostawałem. Szukałem w jedzeniu, gdzie nie ma tego ogórka i jadłem bardzo mało. Po treningu nieraz chciałem sobie kupić coś do jedzenia, ale nie wiedziałem jak. Któregoś dnia przyjechał po mnie trener bramkarzy Lechii, bo mieszkał blisko, żeby zabrać mnie na mecz. Zobaczył, co jem i powiedział: "On nie może tego jeść. Sama sałatka z ogórkiem? Daj mu ryż i rybę". Pierwszy raz wtedy to jadłem, bo cały czas była ta sałatka. Od razu zapytałem, jak to się nazywa. Na następny dzień, jak był obiad, od razu pokazywałem, że chcę to co było wczoraj. Ryż i ryba. Najważniejsze słowa na początku. - Jeśli chodzi o jedzenie, to najważniejsze. Przez cały dzień było tylko: "Ryż i ryba". Słyszałam, że uczyłeś się języka, tylko obserwując i słuchając swoich kolegów z drużyny. Poszło ci to bardzo sprawnie, bo podobno już po sześciu miesiącach można się było z tobą dobrze dogadać. To naprawdę szybko, bo nasz język nie należy do najłatwiejszych. - Jest bardzo trudny. Wydaje ci się, że jest lepiej, bo go już trochę znasz, ale próbujesz nauczyć się tej odmiany i jest coraz trudniej. To chyba jest najtrudniejsze w polskim. - Oj tak, ale powolutku wygląda to coraz lepiej. Na początku uczyłem się tylko przez słuch. Słyszałem np., że jak ktoś rano przychodzi, mówi "dzień dobry" i od razu próbowałem mówić. Tak złapałem kilka słówek. Pracownicy w hotelu też mi bardzo pomagali. Wracałem do domu i cały czas powtarzałem, to co nowego się nauczyłem. Czyli cały czas nieustanna nauka. Tak. Oczywiście pierwsze słowo to było na "k". Koledzy cały czas je powtarzali. Zastanawiałem się, o co chodzi. U nas to słowo znaczy całkiem co innego. To nie jest przekleństwo, tylko oznacza "zakręć". Myślałem: "Gdzie mam zakręcić z tą piłką?". Kto ci wytłumaczył, co to znaczy? - Sam się zorientowałem, że to jakieś przekleństwo. W Brazylii, jak gramy, to też się przeklina. Ja od razu miałem plan, że muszę się najpierw nauczyć przekleństw, bo jak ktoś będzie na mnie źle mówił, to muszę wiedzieć, co odpowiedzieć. "Nie moja matka, to twoja" (śmiech). Dzisiaj też mi się zdarza używać czasami te brzydkie słowa, ale próbuję to robić coraz rzadziej. Chyba każdy z tym walczy. - No (śmiech). Ale tych ładniejszych słów też się już nauczyłem. Jak przyjęli cię kibice w Polsce. Wiadomo jak to u nas bywa z tą tolerancją. Miałeś jakieś problemy na początku? - Na początku w Gdańsku miałem trochę niefajne przywitanie. Pamiętam o tym, ale z tych ludzi, którzy nie traktowali mnie dobrze, dzisiaj jeden z nich to mój dobry przyjaciel i to cieszy mnie jeszcze bardziej. Życie czasami nam funduje takie sytuacje. Ktoś na ciebie krzyczy, a później jest twoim przyjacielem. Byłeś tym zaskoczony, czy ktoś cię ostrzegał, że w Polsce możesz mieć takie nieprzyjemności? - Nie, nawet nie wiedziałem, że osoby wśród naszych kibiców na mnie krzyczały "małpa" czy coś. Łukasz Surma był kapitanem i dopiero kilka dni później mówił do mnie: "Szkoda Deleu, że nasi kibice..." itd. Wtedy dopiero się dowiedziałem, że nawet nasi fani coś takiego robili. Byłem w szoku. Człowiek był smutny, ale zawsze miałem w głowie, że w Brazylii miałem kilka ciężkich sytuacji i dałem sobie radę, to tutaj Bóg na pewno też mi pomoże. Zostaję tutaj, czy oni chcą tego, czy nie. Będę walczył. Słyszałam, że jak mieszkałeś w Gdańsku, jednym z twoich ulubionych miejsc była Galeria Bałtycka. W Krakowie też masz swoją ulubioną? - (śmiech) Mam! Którą? - Kazimierz, bo mieszkam obok. Mam tam chyba z 50 metrów. Chyba nawet ochrona mnie już poznaje. Codziennie tam jestem. Tak bardzo lubisz zakupy, czy przechadzanie się po prostu po galerii? - Zakupy nie. Już tam mam rutynę. Po treningu jakiś obiad, później kawa i albo gazeta albo telefon. Czasami idę też tam na trening na siłownię. Wiem, że w Gdańsku miałeś okazję uczestniczyć w "Super Meczu" z Barceloną. To prawda, że udało ci się zdobyć koszulkę Messiego? - Tak, to też można powiedzieć, że był jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu. Miałem to szczęście, że mogłem dostać koszulkę Messiego. Zgodził się bez problemu? - Miałem go kryć i poprosiłem, czy mógłby mi po meczu dać swoją koszulkę. Oczywiście, nie chciałem się zamieniać, bo po co mu moja koszulka (śmiech). Messi powiedział, że nie ma problemu. Po meczu poszliśmy do szatni, a ja cały czas miałem na niego oko. W szatni krzyknąłem na niego "Messi", on się obrócił, od razu ściągnął koszulkę i mi ją dął. Jakbyś wiedział, że tak potoczy się kariera Neymara, to teraz wybrałbyś koszulkę Neymara czy Messiego? - Messiego. Z Neymarem mam zdjęcie. Żałuję, że nie poprosiłem też Neymara o koszulkę, ale byłem tak zadowolony z tej od Messiego, że o tym nie myślałem. Mam z nim zdjęć, to też fajna pamiątka. Koszulka Messiego ma jakieś wyjątkowe miejsce u ciebie w domu? - Na razie jest w szafie, ale kiedyś na pewno ją sobie jakoś fajnie powieszę na ścianie. Nie wiem czy widziałeś, ale Messi ostatnio wrzucił zdjęcie ze swoim pokojem z koszulkami. - Tak, widziałem. Pomyślałem sobie, że tam powinna wisieć też moja koszulka (śmiech). Myślę, że i tak ciężko byłoby ją znaleźć w tym gąszczu. - Messi na pewno teraz żałuje, że nie ma tam mojej koszulki (śmiech). Miałby ich jeszcze więcej! - Dokładnie! W tym roku uzyskałeś polskie obywatelstwo. Co to dla ciebie znaczyło? - To był naprawdę wyjątkowy dzień. Jak wróciłem do domu, to nie wierzyłem, chciałem płakać. Może są ludzie, dla których to nie jest ważne. Dla mnie to jednak coś wyjątkowego. Nawet w Brazylii, w moim mieście, wszyscy są z tego powodu szczęśliwi. Nauczyłeś się już hymnu, bo wiem, że były takie plany. - Powolutku, prawie. Jest trudny, ale na pewno się nauczę. Interesujesz się tym, co się dzieje w Polsce poza piłką? - Tak. Sportowo patrzę tez na inne dyscypliny, jak koszykówka, piłka ręczna, siatkówka. Oglądałem te igrzyska, które były niedawno i trzymałem kciuki za Polaków. Polityki nie lubię za bardzo. W domu czasami włączam wiadomości, patrzę co się tam dzieje. PiS, PO itd. Od początku przeczuwałeś, że będziesz chciał zostać w Polsce na dłużej? - Przez pierwsza dwa lata nie planowałem, żeby tutaj zostać, ale później zdecydowałem, że chcę zostać tu mieszkać na stałe. Kupiłem mieszkanie w Gdańsku i wtedy już wiedziałem na sto procent. Jak poznałem moją narzeczoną, to już w ogóle nie miałem wątpliwości. Jak się poznaliście? - Na Starówce w Gdańsku. Byłem tam z moją mamą na spacerze. Dzień przed wyjazdem do Brazylii, poszliśmy do restauracji mojego przyjaciela. To było dokładnie 15 grudnia 2013 roku. Piliśmy tam drinki i moja dziewczyna przyszła tam z koleżanką. Tam się wszystko zaczęło. W jednym z twoich pierwszych wywiadów, jakie udało mi się znaleźć, powiedziałeś, że Polacy na początku wydali Ci się dziwni. Dlaczego? - Nie wiem, czy dokładnie użyłem słowa "dziwni". Bardziej chodziło mi o to, że nie jesteście na co dzień tacy uśmiechnięci, tylko raczej poważni. Ale to nie dotyczy wszystkich. Później, jak lepiej poznasz ludzi, to wiesz, że są też tacy żartownisie itd. U nas w szatni każdy żartuje. Ja też lubię pożartować, pośmiać się. Na początku w Gdańsku, jak wyszedłem na ulicę, było widać, że ludzie mieli takie trochę złe miny, ale ja to też rozumiem. Było, jak było w Polsce, więc tych uśmiechów może wam brakować. Tutaj były problemy, wojny itd. Nasza historia nie jest łatwa. - Dokładnie. Trochę słyszałem o waszej historii i teraz rozumiem, dlaczego czasami brakuje wam tego uśmiechu. Ja też na pewno nie jestem taki uśmiechnięty, jaki byłem. W Brazylii nie mieliśmy takich sytuacji, ale były też inne problemy, finansowe itd. Zawsze jednak było wesoło i był ten uśmiech na twarzy, nawet z problemami. Wspominałeś kiedyś, że w Polska to dla ciebie raj, jeśli chodzi o bezpieczeństwo. Co miałeś na myśli? - Jakbym teraz wszedł na jakąś stronę internetową, to jestem pewny na sto procent, że w Brazylii ktoś kogoś zabił albo kogoś okradziono itd. W Polsce rzadko to się zdarza. Jak byłem w Gdańsku cztery lata, to raz słyszałem, że kogoś zabili. W Krakowie też są tam jakieś sytuacje, ale żeby ktoś kogoś zabił, to rzadko się zdarza. Tutaj można po godzinie 22 iść na spacer na rynek itd. W Brazylii tak się nie da? - Niestety nie. Zależy gdzie jesteś, ale nie polecam. Jak będziesz miał szczęście to ukradną ci telefon, co tam masz, ale jak nie będziesz miał szczęścia, to możesz stracić życie. Niestety tak jest. Czym, twoim zdaniem, spowodowana jest taka przestępczość w Brazylii? - Może tymi różnicami między ludźmi bogatymi, a biednymi. Biedniejsi szukają jakiejś alternatywy. Oczywiście, że to nie jest najlepsze rozwiązanie, żeby kogoś okraść i zarobić pieniądze. Powinieneś szukać pracy. Wiem, że jest trudno, ale jak ktoś chce, to na pewno znajdzie pracę. Przestępczość to są łatwe pieniądze. Wyciągniesz komuś kilka portfeli i masz lepszą pensję, niż ktoś, kto pracował przez cały miesiąc. W Brazylii też jest tak przez narkotyki. Są mafie i walczą między sobą. Jak Tobie udało się uniknąć tego złego świata? - Po pierwsze byłem bardzo dobrze wychowany przez moich rodziców i miałem marzenie, że jak dorosnę, będę pomagał finansowo mojej rodzinie. Widziałem, że były z tym problemy, ale chciałem pomagać uczciwie. Nie chciałem iść na łatwiznę. Widziałem też innych moich kolegów, którzy poszli w złą stronę i nic z tego nie mieli. Tylko ryzykowali własnym życiem. Ja tak nie chciałem. Marzyłem o byciu zawodowym piłkarzem i pomaganiu mojej rodzinie. To był mój cel od dzieciństwa. Dzięki Bogu, udało się to marzenie spełnić i mam nadzieję, że dalej będę mógł pomagać swojej rodzinie. Wiem, że w Brazylii mieszka twój syn. Przez odległość wasze kontakty nie są pewnie łatwe. - Mamy więcej kontaktów przez internet. Na Instagramie, piszemy smsy itd. Był kiedyś w Polsce? - Nie, jeszcze nie. Pewnie kiedyś przyjedzie do Polski. Na razie jest tam z matką, uczy się. Kiedy on i ja mamy wolne, zawsze jadę do Brazylii. Może kiedyś się uda, że i on pozna Polskę. Co Twoim zdaniem stało się z Cracovią, która jeszcze kilkanaście miesięcy temu zachwycała na boiskach Ekstraklasy? - W tym sezonie mieliśmy kilka meczów, w których graliśmy bardzo dobrze, ale nie wiem czy to jest pech, bo kilka razy był słupek, poprzeczka, ale piłka nie chciała wejść do bramki. Dobrze graliśmy, ale brakowało wykończenia akcji. Mam nadzieję, że teraz w końcówce podtrzymamy dobrą passę i w będziemy odnosić zwycięstwa. Odwiedził was ostatnio Bartosz Kapustka. Opowiadał wam, jak mu się żyje w Anglii. Ja nie miałem okazji z nim długo porozmawiać. Przywitaliśmy się tylko. Chłopaki tam z nim gadali dłużej i mówił podobno trzeba naprawdę ciężko pracować, ale ja mam zdanie, że tak jest wszędzie w piłce. Oczywiście to jest inny poziom itd., ale no zawsze trzeba ciężko pracować. Czemu koledzy mówią na ciebie "Didi"? - To jest taka rodzinna historia. Mama, siostry, cała rodzina mówi na mnie "Didi", bo to były moje pierwsze słowa. Mama zaczęła tak na mnie mówić. W Gdańsku nasz trener bramkarzy Józef Gładysz, usłyszał, jak pierwszy raz moja mama przyjechała do Polski, że mówi na mnie "Didi" i zapytał, dlaczego. Wytłumaczyłem mu wtedy o co chodzi i on zaczął tak na mnie mówić, a potem inni. Jak twoja kontuzja? Wiem, że ostatnio nie grałeś przez problemy z przywodzicielem. - Z Jagiellonią i z Legią cały czas grałem z kontuzją. W meczu z Zagłębiem nie było lepiej. Cały czas czułem ból, i trener podjął decyzje, żeby odpocząć. Wróciłem w meczu z Arką, ale nie byłem w stu procentach w formie. Jeszcze czuję ten dyskomfort, ale mam nadzieję, że z dnia na dzień będzie coraz lepiej. Nawet jak nie będę w stu procentach gotowy, nie zostawię na pewno kolegów. Jeśli trener mnie wystawi w pierwszej jedenastce, to dam z siebie wszystko, nawet z bólem, żeby Cracovia została w Ekstraklasie. Rozmawiała: Adrianna Kmak