Cracovia przegrały przy Łazienkowskiej jedną bramką. Mogła wyżej, gdyby Legia wykorzystała swoje okazje, ale mogła też nie przegrać, ponieważ gole straciły po bardzo prostych błędach. I to musi chyba najbardziej boleć wszystkich w jej obozie. Obie bramki dla gospodarzy padły po stałych fragmentach. Pierwsza - dośrodkowanie Arvydasa Novikovasa - Domagoj Antolić wbiega na piąty metr, będąc zupełnie niepilnowanym, i pokonuje Michala Peszkovicza. Za Chorwata odpowiadał chyba Tomasz Vestenicky, ale zupełnie go odpuścił. Z kole drugie trafienie dla Legii rozpoczęło się od wrzutu z autu. Piłka trafiła jednak do Janusza Gola, który chciał ją lekko zagrać do kolegi, ale zrobił to źle, futbolówkę przejął Walerian Gwilia i posłał bardzo precyzyjnym uderzeniem do siatki. Sobotnie spotkanie przypominało mecz w Krakowie z poprzedniej rundy. "Pasy" tam również dość szybko straciły dwa gole i nie były w stanie tego odrobić, także przegrywając 1-2. - Analizowaliśmy Legię u siebie. Wiedzieliśmy, że zdobywa dużo bramek, często po 15 minutach prowadziła już 2-0. Zmieniliśmy ustawienie, nie wyglądało to dobrze, ale do momentu straty gola wszystko szło zgodnie z planem. Prosty błąd indywidualny spowodował, że straciliśmy pierwszą bramkę. Kolejny prosty błąd i padł drugi gol. Patrząc na oba mecze z Legią, to w dwumeczu popełniliśmy cztery kardynalne błędy i przegrywamy. Trzeba nad tym popracować - mówił po spotkaniu 24. kolejki Michał Probierz, trener Cracovii. Muszę zgodzić się ze szkoleniowcem w kwestii, że choć nie wyglądało to dobrze, to jego zespół wykonywał zadania, bo Legia nie miała w w pierwszej połowie zbyt wielu okazji. Najlepszą z gry, po wymianie podań na prawej stronie, zmarnował Gwilia, trafiając w poprzeczkę. Bramki dla podopiecznych Vukovicia padły natomiast po kardynalnych błędach. Probierz chciał przetrzymać początek, a potem wprowadzić Pellego van Amersfoorta i Rafaela Lopesa, by zaatakować i wygrać. Holender i Portugalczyk weszli na murawę w 46. minucie, zmieniając Floriana Loshaja i Vestenickiego. Cracovia w drugiej odsłonie próbowała odrobić straty, ale poza rzutem karnym, po przypadkowej ręce Marka Veszovicia, to brakowało zagrożenia pod bramką Radosława Majeckiego. Może strzały Lopesa czy Gola, a przede wszystkim kiks Cornela Rapy z woleja w polu karnym i to było wszystko. Gospodarze za to wykorzystywali bardziej ofensywną grę rywala i sami mogli pokusić się o powiększenie prowadzenia. Jednak w niedzielę skuteczny nie był Jose Kante, a swojej kolejnej dobrej sytuacji nie wykorzystał Gwilia. Pytanie tylko czy Cracovia mogła zagrać w Warszawie inaczej? Patrząc na dwumecz między tymi drużynami, a także spotkanie Legii w Bełchatowie, gdzie zremisowała z Rakowem Częstochowa 2-2, widać wyraźnie, że podopieczni Vukovicia, gdy są atakowani pressingiem, też się gubią, popełniają błędy. "Pasy" pod wodzą Probierza pokazały, że przygotowanie fizyczne to jest ich atut. Czy nie można było w sobotę wyjść na Legię wyżej, sprawiać jej problem przy rozegraniu, a nie pozwolić na swobodne operowanie piłką? Inna rzecz, że w pierwszej połowie Cracovia, nawet jak przejęła futbolówkę, to nie umiała się przy niej utrzymać, zamiast tego wybijając ją do przodu. Tam interweniujący zdecydowanie, na pograniczu faulu Mateusz Wieteska i przede wszystkim Artur Jędrzejczyk, wybijali z głowy Vestenickiemu jakiekolwiek myśli o ofensywie. Czy to wina gorszych umiejętności podopiecznych Probierza? Może i tak, ale z drugiej strony dużo zależy od taktyki obieranej przez trenera. Tottenham Hotspur za Mauricia Pochettino grał piłką, gdy przyszedł Jose Mourinho, a skład wiele się nie zmienił, nie licząc oczywiście kontuzji najpierw Harry’ego Kane’a, a potem Heung-min Sona, to Portugalczyk postawił na defensywę i czekanie na kontry, szczególnie w meczach z mocnymi zespołami. Przeważnie to mu się nie opłacało, nie licząc zwycięstwa z Manchesterem City 2-0, gdzie rywal grał jednak w "10". Na szczęście dla "Pasów" wyniki w 24. kolejce PKO Ekstraklasy, tak się ułożyły, że, wciąż pozostają na drugim miejscu. Zwiększyła się tylko strata do Legii, która urosła do sześciu punktów. W zeszłym sezonie w tej fazie Piast Gliwice, a więc przyszły mistrz Polski, tracił jeszcze więcej, bo dziewięć "oczek" do liderującej Lechii Gdańsk. Potrafił jednak finiszować na tyle skutecznie, że wywalczył pierwszy tytuł. Cracovia, po dwóch wyjazdowych porażkach z rzędu, wraca na własny stadion, gdzie punktuje bardzo mocno. Wygrała sześć ostatnich meczów w lidze, w których straciła zaledwie jedną bramkę. Teraz podejmą przy Kałuży Wisłę w derbach Krakowa. "Biała Gwiazda" jest ostatnio rozpędzona. Jej serię pięciu kolejnych wygranych zatrzymała dopiero w sobotę imienniczka z Płocka (2-2). Mimo dobrych wyników podopieczni Artura Skowronka wciąż muszą z niepokojem spoglądać na strefę spadkową, więc punkty są im potrzebne. We wtorek zapowiada się więc ciekawe widowisko. Zobacz wyniki, terminarz i tabelę PKO Ekstraklasy Paweł Pieprzyca