Wobec znanych dzisiaj faktów trzeba stwierdzić, że miałem nieprzyjemność być na tym "meczu". Ale nie miałem tak dobrego nosa do wyczuwania afer na odległość, jak wspomniany pan Andrzej. Pomyślałem: "Ot, kopaninka w słońcu, panowie piłkarze myślami są już na wczasach". Tymczasem działania wrocławskiej prokuratury dowiodły, że oni dopiero na te wczasy zarabiali. Ale bynajmniej nie w pocie czoła, tylko w niegodziwy sposób. Piłkarzom "Pasów" za ustawienie remisu przypadło od 8-10 tys. zł na głowę - w sam raz na fajne wczasy. Prowadzący wówczas Zagłębie Lubin Franz Smuda tonował oburzenie dziennikarzy: "W Bundeslidze byłem kiedyś na meczu Borussii Monchengladbach i grali jeszcze większą koninę, tylko że nikt na to nie narzekał, bo sytuację ratował pełny stadion i świetna oprawa". Piłkarze "Miedziowych" wykombinowali sobie, że i tak skorzystają finansowo na przekazaniu piłkarzom Cracovii tych 100 tys. zł. Za zajęcie miejsca premiowanego grą w europejskich pucharach klub płacił im więcej. Nic dziwnego, że równie handlowe podejście do tematu doprowadziło do wywrotki Zagłębia już na pierwszym etapie eliminacji do Pucharu UEFA - odpadnięcia z Dynamem Mińsk (1-1 w Lubinie i 0-0 w Mińsku). Co ciekawe, w piłkarskim bagienku do korupcyjnego smrodu tak się już wszyscy przyzwyczaili, że rzadko komu on przeszkadza. Większość oskarżonych o ustawienie meczu czerpie zyski, bądź do niedawna je czerpało, z zawodowego uprawiania futbolu. Nic dziwnego, że przez dziesięciolecia nie możemy się dochować talentów na miarę Bońka czy Deyny. A może to również z tego powodu, że cenimy inne "walory"? Najważniejsze, że historia ta - poza dziennikarzem, panem Andrzejem - ma również pozytywnych bohaterów po boiskowej stronie. Kilku piłkarzy Cracovii odmówiło przyjęcia łapówki. Marcin Cabaj, Krzysztof Przytuła, Paweł Nowak, Arkadiusz Baran i Łukasz Skrzyński pokazali, że jak się ma charakter, to godność i honor można zachować nawet wtedy, gdy większość kupuje bądź sprzedaje. Szkoda, że nie da się tego powiedzieć o filarze reprezentacji Polski i przyszłym mistrzu Niemiec - Łukaszu P., który niedawno rozpowiadał w wywiadach, że nie dało się nie uczestniczyć w procederze kupienia od Cracovii meczu, by nie okazać się czarną owcą w szatni. Okazuje się, że czasem lepiej być czarną owcą, by później nie wyjść na barana.