Kacper Merk: Dwa miesiące po urodzeniu córki zostałaś mistrzynią Polski, nie minęło kolejnych dziesięć miesięcy - a zdobyłaś medal mistrzostw Europy. Jak to się robi? Zofia Klepacka: Jestem aktywną mamą. Nie brakuje mi determinacji i ambicji, zresztą zaraz po urodzeniu Marysi zapowiedziałam, że wracam do sportu najszybciej, jak to tylko będzie możliwe. Zimą musiałam trochę zwolnić i poświęcić się rodzinie, więc poważne przygotowania rozpoczęłam dopiero w połowie marca, czyli późno, jak na żeglarza. Mając to w tyle głowy nie nastawiałam się na mistrzostwa Europy, a udało się z nich przywieźć brązowy medal, z czego jestem bardzo zadowolona. Teraz moim celem są wrześniowe mistrzostwa świata, do których przygotować będzie się o tyle łatwiej, że latem można połączyć treningi na wodzie z opieką nad dziećmi. Ciąża sprawia, że kobieta wraca do sportu mocniejsza? - Gdy na świat przyszedł Marian, to chyba faktycznie tak było, ale gdy teraz dołączyła do niego Marysia - nie ukrywam, że zdarza mi się odczuwać zmęczenie. Pewnie także dlatego, że po ciąży straciłam kilka kilogramów i wciąż nie mogę wrócić do swojej naturalnej wagi, a to odbija się na przykład na szybkości regeneracji; dziś zajmuje mi to znacznie więcej czasu, niż wcześniej. Cieszę się, że sama wywołałaś ten temat, bo jesteś chyba jedyną Polką, która przy takiej pogodzie otwarcie deklaruje, że musi przytyć, a nie schudnąć. - Faktycznie, przydałyby mi się ze trzy dodatkowe kilogramy. W tej chwili waga wskazuje 55, a optymalna dla mnie waga to między 58 a 62 kilogramy. Wydawać by się mogło, że to niewielka różnica, ale mimo że zmieniłam dietę, w ogóle nie mogę przytyć. A potrzebuję tych kilogramów do lepszego pływania na desce. Do czego konkretnie? - Gdy na zawodach wieje nieco silniej, powyżej pięciu w skali Beauforta, to lżejszy zawodnik nie ma po prostu czym docisnąć deski do wody, a gdy wiatr dmucha w nią od spodu, to po prostu wolniej się płynie. Czujesz, że zbliżające się mistrzostwa świata będą najważniejszą imprezą od Igrzysk Olimpijskich? - Oczywiście będą ważne, bo będzie można na nich wywalczyć miejsce dla kraju na kolejne igrzyska, ale z mojego punktu widzenia najważniejszy będzie przyszły rok, gdy przyjdzie mi walczyć z dziewczynami już konkretnie o swój awans do Rio De Janeiro. A pod twoim nosem wyrosło grono silnych rywalek. - Tak, ale ja się bardzo z tego cieszę, bo w młodym pokoleniu siła drzemie. Ja mam już 28 lat, byłam na trzech igrzyskach olimpijskich i oczywiście zrobię wszystko, by pojechać na czwarte i znów walczyć o medal, ale nie ukrywam, że powoli zaczynam myśleć o stabilizacji. Coraz bardziej chcę się realizować jako mama, tym bardziej, że syn od września idzie do zerówki, więc dojdą dodatkowe obowiązki. Ale widzę, że w kraju mam godne następczynie - wszak moje młodsze koleżanki wciąż przywożą medale juniorskich imprez. Czy te słowa o stabilizacji oznaczają, że po igrzyskach w Rio De Janeiro zakończysz karierę? - Na razie skupiam się na dwóch latach pozostałych do startu w Rio, a co będzie później - zobaczymy. Teoretycznie wysoką formę na desce można utrzymywać i do 35. roku życia, ale aż tak daleko w przyszłość nie wybiegam. Teraz myślę tylko o jak najlepszym przygotowaniu do mistrzostw świata, później o wyjeździe na igrzyska olimpijskie, a dalszych planów w mojej głowie na razie nie ma.