Do wypadku doszło podczas sierpniowych mistrzostw świata w biegach na orientację rozgrywanych w Miszkolcu na Węgrzech. Na ostatniej zmianie sztafety mężczyzn Szwedowi Martinowi Johanssonowi gałąź przebiła udo. "Biegliśmy w ścisłej grupie, prowadząc wyraźnie nad pozostałymi drużynami. Na chwilę Johansson zniknął nam z oczu. Nagle usłyszeliśmy nieludzki krzyk, jak zwierzęcy skowyt. Zobaczyliśmy Martina leżącego i wyjącego z bólu z grubą gałęzią, która wbiła się w udo na ponad 10 centymetrów. Widok był potworny. Natychmiast przerwaliśmy bieg rozumiejąc, że z walki o złoto zrobiła się walka o życie" - relacjonował wypadek Norweg Anders Nordberg, który przerwał swój bieg, aby ratować Johanssona. Szef szwedzkiej ekipy Pekka Nikulainen powiedział, że wypadek Johanssona mógł się źle skończyć ponieważ zawodnik stracił bardzo dużo krwi, lecz dzięki Nordbergowi, który poświęcił swój złoty medal, terenowa karetka była na miejscu wypadku już po 20 minutach. Johanssen został przewieziony do Szwecji, gdzie po wyjściu ze szpitala przeszedł intensywną rehabilitację, a jej częścią były biegi narciarskie. "Lekarze mówili mi nawet o zakończeniu kariery sportowej, ale ja postanowiłem się nie dać. Narty biegowe, na początku z rolkami, a później jak spadł śnieg już normalne, były częścią rehabilitacji, ponieważ nie byłem w stanie biegać. Okazało się, że tak dobrze mi idzie, że zostałem powołany do reprezentacji" - powiedział Johanssen. Podkreślił: "Nie porzucę biegów na orientację i będę uprawiać obie dyscypliny. Nie kolidują ze sobą, a wręcz odwrotnie - doświadczenia z jednej pomagają w uprawianiu drugiej. Pierwsze gratulacje po ogłoszeniu składu reprezentacji otrzymałem od Andersa Nordberga".