Niektórzy rywale chyba pana nie poznają? Janusz Wojnarowicz: W zawodach tej rangi raczej wszyscy mnie znają. Jestem jednym z najstarszych zawodników (30 lat - przyp. red) w wadze ciężkiej, od dziesięciu sezonów startuję w Pucharach Świata. Na pewno jednak zaskoczę rywali swoją kondycją. Z jaką wagą przystąpi pan do MŚ? - Ważę 158 kg (kilka miesięcy temu judoka Czarnych Bytom ważył 180 kg - przyp. red), ale w Japonii jest strasznie gorąco i duża wilgotność, więc może zgubię jeszcze parę kilogramów. Generalnie jednak z wagą już nie walczę. Szczuplejszy Janusz Wojnarowicz będzie groźniejszy na macie? - Wydaje mi się, że tak. Dzięki utracie zbędnych kilogramów zyskałem na wytrzymałości. Nie straci pan atutu w postaci przewagi fizycznej? - Z pewnością trochę łatwiej mnie teraz przewrócić, ale nadrabiam to zwinnością, a siły nic nie straciłem. Dieta była w trosce o zdrowie czy może przedmiotem zakładu? - Ani jedno ani drugie. Po prostu pokazała się nowa dieta i postanowiłem spróbować. Okazała się strzałem w dziesiątkę. Jakie ulubione potrawy najtrudniej było odstawić? - Nie miałem takich problemów. Większość potraw, które lubię można bezproblemowo jeść w trakcie tej diety. Jedyne, czego brakuje to piwo. Zawsze byłem piwoszem, a niestety nie mogę sobie pozwolić na żadne małe jasne. Z punktowanego miejsca będzie pan zadowolony? Czy liczy się tylko medal, tak wyczekiwany przez polskie judo? - Oczywiście, że liczę na medal. Za każdym razem powtarzam, że jadę po złoto. Gdybym stawiał sobie niższe cele, to już dawno musiałbym skończyć z treningami. Bo jaki jest sens nastawiać się na drugie bądź trzecie miejsce? Kiedyś trener z Czarnych Zenon Mościński powiedział: "Wygrany jest tylko jeden, reszta przegrała". I to jest prawda, której się trzymam. Oczywiście na otarcie łez zaakceptuję srebro czy brąz... Którzy rywale powinni być najgroźniejsi? - Nie myślę o przeciwnikach. Jestem dobrze przygotowany i mogę wygrać z każdym. Tylko to się liczy.