30-latkowi nie udało się po raz trzeci w karierze triumfować w PŚ. Poprzednio wygrywał w 2002 roku w Pradze i Mińsku. - Od tego czasu jestem innym zawodnikiem, z rywali pozostał już tylko Litwin Marius Paskevicius, a w ogóle to judo zmieniło się całkowicie - powiedział Wojnarowicz, który szósty raz walczył w finale pucharowej rywalizacji. W stolicy Hiszpanii wygrał cztery pojedynki, a dopiero w finale nieznacznie przegrał z Brazylijczykiem Rafaelem Silvą. - Niedawno byłem od niego lepszy, ale podczas sparingu w Brazylii. W Madrycie spodziewałem się, że mogę na niego trafić, dlatego obserwowałem potyczki z jego udziałem, m.in. przeciwko Grzegorzowi Eitelowi. Grzesiek jest zawodnikiem lewostronnym, dlatego Silva nie mógł wykonać żadnej akcji rzutowej, a wygrał na kary, był aktywniejszy. Ale na pewno jest w naszym zasięgu - dodał. Najtrudniejszą walkę Wojnarowicz stoczył w ćwierćfinale - przeciwnikiem był judoka gospodarzy Angel Parra. - Dopiero dwie sekundy przed końcem doprowadziłem do dogrywki, a w golden score pomęczyłem chwilę Hiszpana i triumfowałem na ippon - stwierdził brązowy medalista mistrzostw Europy. Oprócz Wojnarowicza, nieźle w Madrycie spisał się jego kolega klubowy, 32-letni Przemysław Matyjaszek (100 kg), który po czterech wygranych, przegrał dwie ostatnie konfrontacje i sklasyfikowany został na piątej pozycji. - Przemek wyraźnie się odblokował, odżył, a efekty z pewnością będą podczas wrześniowych mistrzostw świata w Tokio - prognozuje młodszy z reprezentantów kraju. Polska ekipa miała wracać z Madrytu via Frankfurt do Katowic w poniedziałek, ale lot z Niemiec został odwołany, dlatego noc spędziła w przylotniskowym hotelu. - We wtorek wieczorem czeka nas normalny trening. Nie zdecydowałem jeszcze, czy w najbliższy weekend wezmę udział w turnieju w Lizbonie. Bierze mnie angina, mam stan podgorączkowy. Chyba lepiej się wykurować i szykować na wyżej punktowany Grand Slam, który odbędzie się na początku lipca w Moskwie - zakończył Wojnarowicz.