W finale zawodów w Kopenhadze 27-letni Polak przegrał 8:15 z Anglikiem Richardem Kruse. "Walczyłem z nim czwarty raz i zawsze to były to niesłychanie wyrównane pojedynki. Tym razem początek też był podobny, ale później rywal mi uciekł. Z jednej strony musiałem gonić wynik, z drugiej uciekał mi czas, a w moje poczynania wkradło się trochę nerwowości i dlatego wysoko przegrałem" - powiedział Glonek. Floreciści wracali do Polski ze sporymi perturbacjami. "Najpierw odwołano nasz pierwszy lot, który mieliśmy o godz. 14.00. Wsiedliśmy na pokład innej maszyny o 16.40, ale kiedy byliśmy właściwie już nad Gdańskiem, samolot został zawrócony do Kopenhagi. Oficjalnie podano, że powodem tej zaskakującej decyzji były kiepskie warunki na lotnisku, niemniej, jak się później dowiedziałem, inne samoloty bez problemów lądowały w Rębiechowie. Dopiero nasze trzecie podejście zakończyło się powodzeniem" - wyjaśnił. W ostatni weekend stycznia o pucharowe punkty w zawodach Grand Prix floreciści walczyć będą w Paryżu. "Na tę imprezę szczególnie ostrzę sobie apetyt. Będzie to bowiem pierwszy turniej cyklu Grand Prix, podczas którego można zdobyć dwa razy więcej punktów niż w +normalnych+ zawodach, jak np. w Kopenhadze. Dlatego też do Francji wybiera się cała światowa czołówka, z Azjatami, których zabrakło w stolicy Danii, włącznie. Poza tym w Paryżu odbędzie się również turniej drużynowy, w którym celem minimum jest awans do ósemki" - zaznaczył. Glonek nie ukrywa, że jego celem w tym roku jest podium zarówno mistrzostw Europy w Lipsku, jak i światowego czempionatu w Antalyi. "Pałam rządzą rewanżu, chcę sobie powetować dość pechowe niepowodzenia z 2009 roku. W obu najważniejszych imprezach zająłem szóste miejsce, przegrywając walki o awans do strefy medalowej jednym trafieniem - 14:15. Bliższy sukcesu byłem w MŚ, gdyż prowadziłem z Niemcem Petterem Joppichem 14:13. Wciąż odczuwam spory niedosyt. Jestem jednak cierpliwy i wiem, że mój czas nadejdzie. Mam nadzieję, że już w tym roku" - zakończył czwarty obecnie florecista światowego rankingu.