Co do tego doprowadziło? Mimo upływu 27 lat od zakończenia wojny, rany były wciąż żywe, więc przyznanie Niemcom organizacji igrzysk musiało wywołać w Izraelu burzliwą dyskusję - czy w ogóle wysyłać sportowców na taką imprezę. Jeśli ostatecznie taka opcja wzięła górę, miało to być symboliczne przyznanie, że mimo zorganizowanego planu nazistów, naród żydowski potrafił przetrwać. Symboli było zresztą więcej, izraelska ekipa olimpijska odwiedziła m.in. pierwszy hitlerowski obóz koncentracyjny w Dachau, położony zaledwie kilkanaście kilometrów od miejsca igrzysk. Nikt z organizatorów nie brał wtedy pod uwagę nawet w najczarniejszych snach, że ten błogi nastrój, trwający od początku imprezy i mający zatrzeć złe wrażenie po poprzednich takich zawodach na niemieckiej ziemi - w Berlinie w 1936 roku - zostanie brutalnie przerwany. Był wczesny ranek 5 września, dokładnie 4.30, gdy ośmiu terrorystów z organizacji "Czarny Wrzesień" weszło potajemnie na teren wioski olimpijskiej. W torbach mieli schowane karabiny szturmowe AK-47, granaty i pistolety. Co ciekawe, przez płot pomogli im się wdrapać zupełnie nieświadomi niczego amerykańscy sportowcy, którzy wracali do swoich mieszkań, a też nie chcieli zostać zauważeni. Spośród jedenastu sportowców - zapaśników i ciężarowców - dwóch zostało zabitych od razu, pozostałych wzięto jako zakładników. Ultimatum: Limuzyna i samolot "Terroryści domagają się, żeby dano im do dyspozycji limuzyny, które ich zawiozą na lotnisko; tam chcą otrzymać samolot, którym zamierzają odlecieć do Egiptu, a jeżeli ich ultimatum nie zostanie przyjęte, zastrzelą zakładników" - przekazywał z Monachium reporter Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa. Napastnicy zażądali najpierw, aby z więzień w Izraelu rząd wypuścił osadzonych tam Palestyńczyków, ale Golda Meir ani myślała godzić się na jakiekolwiek ustępstwa. Potem domagali się samolotu, który zabrałby ich, razem z zakładnikami, do Kairu. Władze zgodziły się na jego podstawienie, z takim zamiarem, aby na lotnisku odbić izraelskich sportowców. Akcja została jednak fatalnie przygotowana i jeszcze gorzej zrealizowana. Wszyscy zakładnicy stracili życie, podobnie jak jeden z niemieckich policjantów oraz pięciu terrorystów. "Strzelali jak dzicy Turcy" "(Niemieccy policjanci) po prostu leżeli w ukryciu i strzelali. Strzelali jak dzicy Turcy. Nakłonienie kogokolwiek, aby wyszedł z ukrycia, było niemożliwe. Nie troszczyli się nawet o rannego Niemca. Powiedziałem: »Ranny pełznie już 200 m. Zabierzcie go stamtąd!« Pełznie na czworakach, jest ranny, ale nikt się nie rusza, aby mu pomóc. To niewiarygodne!", relacjonował szef Mosadu Zwi Zamir w raporcie dla izraelskiego rządu. Z dokumentu, który odtajniono dopiero po latach wynika również, że ówczesny szef Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego Avery Brundage oraz minister spraw wewnętrznych RFN Hans-Dietrich Genscher nie wyrazili zgody na przerwanie igrzysk, o co prosił rząd Izraela. Jak uzasadniali, mogłoby to zaszkodzić wysiłkom policji starającej się o uwolnienie sportowców, a oprócz tego telewizja nie miała alternatywnego programu. Z kolei z dokumentów odtajnionych w Niemczech wynikało, że specjalna jednostka, tajna i znakomicie wyszkolona, czekała tylko na sygnał, aby wkroczyć do akcji. Rozkaz nigdy jednak się nie pojawił. Tygodnik "Der Spiegel" zwracał natomiast uwagę, że niemieckie służby zignorowały aż kilkanaście wskazówek, które mogły świadczyć o tym, iż terroryści związani z sprawą palestyńską będą chcieli dać znać o sobie właśnie podczas igrzysk w Monachium. Do dzisiaj to najbardziej tragiczne wydarzenie podczas trwania tej imprezy, choć w 1996 roku do zamachu doszło również w Atlancie. Zginęły wówczas dwie osoby, a aż 111 zostało rannych.