Urodzony 15 sierpnia 1935 roku sportowiec zmarł 29 kwietnia 2011 roku. Na wtorkowe spotkanie przyszło tak wiele osób, że dyrektor muzeum Tomasz Jagodziński zastanawiał się, czy nie przenieść uroczystości do większej sali. Nie zabrakło też sportowców, na czele z aktualną mistrzynią Europy w podnoszeniu ciężarów (waga 44 kg) Marzeną Karpińską, medalistów olimpijskich oraz dziennikarzy. "To właśnie Waldemar Baszanowski zaproponował mi pracę w Polskim Związku Podnoszenia Ciężarów, w którym zostałem w 1997 roku wiceprezesem ds. organizacyjnych i współpracy z Ludowymi Zespołami Sportowymi. Imponowała mi jego kultura osobista, znajomość historii Polski i sportu" - powiedział obecny prezes PZPC Zygmunt Wasiela. Mistrza olimpijskiego w wadze lekkiej z Tokio w 1964 roku i Meksyku cztery lata później oraz czwartego zawodnika kolejnych igrzysk w Monachium szanował cały sportowy świat. Mieszkańcy jednego z miasteczek na Mazurach czekali na niego na spotkanie w przepełnionej sali ponad dwie godziny, gdyż sportowiec przez dłuższy odcinek podróży jechał w korku. "Będziemy na niego czekać aż do przyjazdu" - relacjonował postawę kibiców Wasiela. Baszanowski cieszył się wielkim mirem wśród działaczy swojej dyscypliny z całego świata. Kiedy pierwszy raz wybrano go na prezydenta Europejskiej Federacji Podnoszenia Ciężarów, delegaci zgotowali mu trwającą dziesięć minut owację na stojąco. Federacji prezesował przez dwie kadencje. Kiedy proszono go, żeby ubiegał się o trzecią, odmówił, bo przecież byli, jak mówił, inni kandydaci. To on powołał na funkcją swojego asystenta polskiego działacza Bogusława Mokranowskiego. Baszanowskiego wspominano także w kontekście jego zainteresowań technicznych. To on, jako jeden z pierwszych polskich działaczy, po pobycie w Indonezji przywiózł komputer i postawił na elektronikę w pracy biura Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów. Nie stronił od żartów. Kiedy Mokranowski powiedział, że jeśli wybiorą go do Komisji Technicznej, wykąpie się w chłodnym, kwietniowym Adriatyku, wywiesił na tablicy zaproszenie dla wszystkich na tę uroczystość na brzegu morza. Śmiechu było co niemiara. O innych żartach - jak podróż wywrotką-betoniarką do kina w czasie jednego ze zgrupowań zagranicznych czy też przejażdżce taczkami tuż przed olimpijskim startem w Meksyku - opowiadał trzeci zawodnik igrzysk w 1968 roku Marek Gołąb. Z kolei medalista olimpijski z Montrealu Kazimierz Czarnecki zapamiętał starszego kolegę, że ten chyba bardziej niż on sam przeżywał jego sukcesy na pomoście. "Poznaliśmy się w Tokio w 1964 roku. To były moje i jego pierwsze igrzyska. Oboje zdobyliśmy tam złote medale. Zapamiętałam go jako zawsze uśmiechniętego, niezwykle miłego i czarującego człowieka. Był dżentelmenem w każdym calu" - opowiadała Irena Szewińska, pięciokrotna olimpijka i zdobywczyni siedmiu medali na igrzyskach, dziś członkini Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. O ponad pięćdziesięcioletniej przyjaźni z wielkim sportowcem wspominał dziennikarz Polskiej Agencji Prasowej Mieczysław Szyk, który przeszedł "na ty" z Baszanowskim w 1965 roku.(