Polacy byli jedną z rewelacji dnia. Mimo przebitej opony uzyskali najlepszy czas i objęli prowadzenie w kategorii UTV. Okazało się jednak, że mieli duże problemy. "Dzień zaczął się tragicznie. Tak jak kilkanaście innych Can-Amów mieliśmy problem z półosiami, który wynikał z ustawienia auta i wszyscy mieliśmy opóźnienia na dojazdówce. Spóźniliśmy się na start o 39 minut i prawdopodobnie taka kara zostanie nam doliczona. To raczej nie kwestia czy, tylko kiedy" - powiedział Marton. "Sam nie wiem, jak nam się udało zrobić taki wynik. Na trasie złapaliśmy kapcia, mieliśmy jeszcze jedną przerwę, dlatego nie rozumiem, w jaki sposób wygraliśmy ten odcinek. Widocznie inni też mieli problemy" - podkreślił. Jak dodał, nie wiadomo, czy ich pojazd będzie w stanie pojechać w poniedziałek. "Mamy naprawdę spory problem z silnikiem. Jak na mecie odcinka zgasiliśmy auto, to nie chciało nam już odpalić. Nie wiemy jeszcze, co się dokładnie stało, ale wydaje się to poważne. Zobaczymy jak się sytuacja rozwinie. Możemy nawet nie przystąpić do drugiego etapu" - powiedział Marton. Drugi etap Dakaru będzie prowadził z Al-Wadżh do Neomu. Trasa liczy 401 kilometrów, w tym 367 to odcinek specjalny. Z Al-Wadżh - Kryspin Dworak