O mały włos a doszłoby do tragedii na zawodach Pucharu Świata w saneczkarstwie na torze naturalnym we włoskim Deutschnofen. Przyczyną była wadliwa instalacja elektryczna. "Światło zgasło podczas finałowego przejazdu reprezentanta gospodarzy Hannesa Clary - relacjonował polski szkoleniowiec Paweł Jędrzejko. - To szczęście, że odpowiednio wcześnie zauważył awarię - na jednej z sekcji zgasły cztery lampy. Włoch zdążył wyhamować. Przecież mogło dojść do nieszczęścia, gdyż na szybkich odcinkach saneczkarze osiągają prędkość 70 km/godz". Zgodnie z przepisami międzynarodowej federacji, Clara musiał wrócić na górę na start i powtórzyć ślizg. "Taka historia wydarzyła się po raz pierwszy, wszyscy byli zszokowani. Clara jeszcze raz szykował sanki, a dwaj zawodnicy, którzy byli przed nim na półmetku rywalizacji, czekali dodatkowe kilkadziesiąt minut" - stwierdził Jędrzejko. Ostatecznie Clara był trzeci, za rodakiem Patrickiem Pigneterem i Austriakiem Thomasem Schopfem.