W marcu, podczas 7. Półmaratonu Warszawskiego, kilkaset osób podpisało się pod wnioskiem do władz stolicy o nadanie jednej z ulic imienia współtwórcy Maratonu Pokoju. We wrześniu radni jednogłośnie podjęli uchwałę. "To miłe, że Tomek doczekał się takiego uhonorowania. Szkoda, że w niebie, ale mam nadzieję, że patrzy na nas z góry. To smutna i jednocześnie radosna chwila dla naszej rodziny" - powiedziała po odsłonięciu tablicy żona Zofia Hopfer, medalistka mistrzostw Polski juniorek na 200 m. Prezes Fundacji "Maraton Warszawski" Marek Tronina podkreślił znakomitą lokalizację Alei Hopfera. "W tym miejscu zaczyna się i kończy wiele biegów. Ponadto w pobliżu są alejki wybitnych polskich lekkoatletów, olimpijczyków Janusza Kusocińskiego i Józefa Nojiego" - wspomniał. W uroczystości uczestniczyli m.in. radni, w tym przewodniczący komisji sportu Paweł Lech i Jarosław Szostakowski, którzy wraz z grupą "dzieci Hopfera" - jak mówią o sobie jego entuzjaści - wzięli udział w pierwszym biegu tą aleją. 10 grudnia minie 30 lat od śmierci Hopfera, sprintera i średniodystansowca, członka kadry narodowej, dwukrotnego mistrza Polski (1955 i 1958) w sztafecie 4x400 m, który z powodu kontuzji musiał przedwcześnie zakończyć karierę. W następnych latach poświęcił się m.in. propagowaniu najprostszej formy ruchu, jaką jest bieg. "Nasze kariery zazębiały się. Ja zaczynałam, on musiał kończyć. Gdy związał się z telewizją, często wyciągał w moją stronę mikrofon. Rozmowa z nim czy udzielanie wywiadów stanowiły dla mnie ogromną przyjemność. Tomek był dziennikarzem wyjątkowym. Do każdej osoby podchodził z wielką życzliwością, serdecznością. Do wszystkiego, co robił bardzo się przykładał, we wszystko wkładał swoje serce" - powiedziała zdobywczyni siedmiu medali olimpijskich Irena Szewińska podczas październikowego sympozjum Komisji Medycznej PKOl "Biegiem po zdrowie. W uznaniu dla Tomasza Hopfera". Był jednym z twórców Maratonu Pokoju (obecnie Maraton Warszawski), wraz z trenerem kadry PZLA Zbigniewem Zarembą (zm. 12 września tego roku) oraz Józefem Węgrzynem. 30 września 1979 roku spod Stadionu X-lecia (dziś Narodowy) wystartowało ponad dwa tysiące osób, a metę na ceglanej bieżni osiągnęło 1861. "Mąż organizacją tego biegu żył do tego stopnia, że relacjonował w domu wszystko, w najdrobniejszych szczegółach, m.in. którymi drzwiami wchodził, by załatwić sprawę, a którymi go wyrzucali. Chcąc nie chcąc i ja, która związana byłam emocjonalnie z lekkoatletyką, bowiem uprawiałam sprinterskie konkurencje, i 13-letnia wówczas nasza pociecha Monika, zostałyśmy wciągnięte w ten wir. Córka zapragnęła nawet wystartować. Lekarka, która ją badała celem wydania zaświadczenia oceniła, że ma... głupich rodziców" - wspomniała Zofia Hopfer. Dodała, że w latach 70. nie było mody na sport. "Pod blok na Żoliborzu, gdzie mieszkaliśmy, przychodziły wścibskie osoby, by sprawdzić, czy to prawda, że Tomek, popularny wówczas dziennikarz TVP, wygłupia się do tego stopnia, że przebiera się w dres i biega".