W finałowym meczu drużyn kobiecych Dunki pokonały Rosjanki 3-2. Polki nie zdołały wyjść z grupy eliminacyjnej. Męska reprezentacja Danii została wzmocniona od półfinałów Peterem Gade, wielokrotnym mistrzem Europy, trzykrotnym olimpijczykiem. Czyżby przestraszyła się idących od początku turnieju jak burza Polaków? "O nie! - odpowiedział z uśmiechem Gade, który przez wiele lat zajmował pierwszą lokatę w światowym rankingu badmintonistów. - Taki plan mieliśmy od początku. Przygotowuję się do turnieju All England, w którym zagrają niemalże wszyscy najlepsi zawodnicy. W Warszawie nie mieliśmy w grupie zbyt silnych rywali, dlatego też nie było potrzeby, abym przerywał zajęcia. Lepiej było zostać w domu i trenować. Przyjechałem więc dopiero na końcówkę, by wspomóc kolegów w półfinale i finale". W pojedynku z Przemysławem Wachą 33-letni Gade, jedyny Europejczyk, który dotarł do ćwierćfinału olimpijskiego turnieju w Pekinie, przyznał, że nie spodziewał się takiego oporu ze strony mistrza Polski. Pojedynek trwał 40 minut, a 29-letni zawodnik Technika Głubczyce zdobył 16 punktów w pierwszym secie i 17 w drugim z piątym singlistą światowego rankingu. Drugi punkt uzyskali debliści Mathias Boe i Carsten Mogensen. Plasujący się na czwartej pozycji w światowym rankingu Duńczycy pokonali Adama Cwalinę i Michała Łogosza 21-15, 21-13. Spotkanie zakończyło się na trzecim pojedynku, w którym Hubert Pączek przegrał z Janem Jorgensenem 14-21, 13-21. Dla polskiego badmintona srebrny medal mistrzostw Europy to jeden z największych sukcesów w historii. Tym samym biało-czerwoni po raz pierwszy awansowali do mistrzostw świata drużyn męskich. Tradycja tych prestiżowych rozgrywek o Puchar Thomasa sięga 1948 roku. Dwa lata temu, w holenderskim Almere, tytuł mistrzów Europy także obronili Duńczycy, pokonując w finale Anglików, których w Warszawie zwyciężyli Polacy w decydującym o wyjściu z grupy pojedynku. Natomiast w meczu o brązowy medal polski zespół przegrał wówczas z Niemcami.