Start rozgrywek został opóźniony o cztery miesiące, a powodem głównie pandemia i spór dot. zarobków. Miejscowe media zaznaczają też, że tego sezonu mogło w ogóle nie być, także dlatego, że mecze nie będą rozgrywane - jak w NBA, MLS i NHL - w zamkniętych ośrodkach, lecz na stadionach klubowych, tyle że przy pustych trybunach. Zmagania rozpoczną się w czwartek meczami broniących tytułu Washington Nationals z New York Yankees i Los Angeles Dodgers z San Francisco Giants. Sezon będzie skrócony, drużyny rozegrają po 60 zamiast 162 spotkań, poza tym wciąż jest wiele znaków zapytania w związku z rosnącą liczbą zachorowań na COVID-19. Decyzja o graniu poza główną bazą, jak w pozostałych ligach zawodowych, sprawiła, że trudności ma kanadyjski zespół Blue Jays z Toronto. Ze względu na obostrzenia rządowe musi znaleźć stadion na "domowe" mecze na terenie USA. Nie wszyscy zawodnicy zdecydowali się na rywalizację w obecnej sytuacji. Sezon opuszczą np. Ryan Zimmerman i Joe Ross z Nationals. Zimmerman podkreślił, że nie może podjąć ryzyka, mając na uwadze, że jest ojcem trójki małych dzieci, a matka choruje na stwardnienie rozsiane. Zgodnie z protokołem medycznym, w lidze MLB zawodnicy będą testowani pod kątem koronawirusa co 48 godzin. Zachowanie dystansu społecznego wymaga m.in. powiększenia przestrzeni w boksach dla graczy. Podczas meczów powszechne jest żucie tytoniu czy jedzenie nasion słonecznika. Jedno i drugie będzie teraz zabronione, podobnie jak plucie. Eksperci uważają, że pod względem sportowym krótki sezon może przynieść niespodzianki. Wśród faworytów wymieniane są m.in. drużyny Los Angeles Dodgers i New York Yankees. Pierwsza faza ligi potrwa do 27 września, zaś później rozpocznie się play-off. W poprzednich rozgrywkach, po raz pierwszy w historii, triumfowali baseballiści Washington Nationals. W finale wygrali 4-3 z Houston Astros, mistrzami z 2017 roku.