Jak przyznała Walczykiewicz, zakończone w niedziele mistrzostwa świata były najlepsze w jej dotychczasowej karierze. Zdobyła dwa srebrne medale w konkurencjach olimpijskich - K1 na 200 m oraz K4 na 500 m w osadzie z Beatą Mikołajczyk, Karoliną Nają i Edytą Dzieniszewską. Na zakończenie Polki sięgnęły po złoto w konkurencji sztafet na 200 m. - Patrząc po ilości i kolorach, to wychodzi, że były to najlepsze mistrzostwa świata w mojej karierze. Przede wszystkim udało mi się powtórzyć sukces sprzed roku i zdobyć ponownie srebrny medal na jedynce na 200 m. A złoto w sztafetach było taką wisienką na torcie. To dla nas bardzo cenny tytuł, bo czekałyśmy na niego od 2009 roku, kiedy to po raz pierwszy ta konkurencja została rozegrana na mistrzostwach świata w Kanadzie - opowiadała 27-letnia kajakarka. Ta stosunkowo młoda konkurencja jest dość widowiskowa, bowiem zawodniczki startują od mety w kierunku startu na 200 m i z powrotem. To wszystko dzieje się na oczach publiczności, bo trybuny zwykle ustawione są w okolicach finiszu. - Zawsze są duże emocje, jest sporo kibiców i największy doping. Porównałabym ten wyścig do biegu sztafetowego 4x100 metrów. My z roku na rok pięłyśmy się do góry. Zaczynałyśmy od siódmego miejsca, a rok temu było już srebru. W końcu udało się wygrać - podkreśliła. Dziś o sukcesach w Moskwie mówi z uśmiechem na ustach, ale jeszcze nie tak dawno wcale nie była w radosnym nastroju. Po niezbyt udanych mistrzostwach Europy w Brandenburgu, gdzie zajęła w swojej koronnej konkurencji K1 200 m piątą lokatę, obawiała się o swój występ w stolicy Rosji. - Wiedziałam, że szykujemy formę na mistrzostwa świata, które rozgrywane były zaledwie trzy tygodnie po mistrzostwach Europy. Krótko przed startem w Brandenburgu zeszłyśmy z gór i nie byłyśmy w optymalnej formie. Z drugiej strony jechałam bronić tytułu mistrzyni Europy, a piąte miejsce było dla mnie porażką i ogromnym rozczarowaniem. Podczas ostatniego zgrupowania miałam lepsze dni, ale także gorsze dni, kiedy to przegrywałam z koleżankami nawet o półtorej sekundy - powiedziała. Złoty medal po raz kolejny przegrała z mistrzynią olimpijską z Londynu - Lisą Carrington. Z kolejnego srebra cieszyła się jednak ogromnie. - Sama nie wiedziałam na co mnie stać w tych mistrzostwach. Przedbiegi poszły całkiem dobrze, a gdy w finale minęłam linię mety, to radość była naprawdę ogromna. Niestety, Lisa po raz kolejny okazała się poza zasięgiem. Na pewno jest do pokonania, tyle że ona ma ułatwione zadanie, gdyż pływa tylko jedynkę na 200 i 500 m i nie wsiada do żadnych osad - tłumaczyła. Jedna z liderek polskiej kadry kajakarek przyznała, że czempionat w Rosji był bardzo dobrze zorganizowany i trudno było do czegokolwiek się przyczepić. - Jedzenie, hotele, transport, sama organizacja zawodów - to stało na wysokim poziomie. Oczywiście nie na wszystko organizatorzy mogli mieć wpływ, jak choćby na korki. Czasami na tor regatowy jechałyśmy nawet godzinę" - mówiła. Krótko przed samymi zawodami media i portale społecznościowe obiegło zdjęcie reprezentacji z... jabłkami. - To wszystko wyszło tak spontanicznie. Po prostu chciałyśmy zrobić sobie wspólne zdjęcie z dziewczynami. A że ostatnio głośno było o embargu na polskie jabłka do Rosji, to stwierdziłyśmy, że zrobimy promocję naszych jabłek. Nawet nie wiedziałyśmy, że to zdjęcie wywoła taki odzew - stwierdziła. Cześć kadrowiczek pojedzie wkrótce na akademickie mistrzostwa świata do Mińska. Natomiast dla starszych zawodniczek, koniec mistrzostw w Moskwie, był jednocześnie początkiem wakacji. - Faktycznie, sezon skończył się w tym roku wyjątkowo wcześnie. Teraz chowam wiosło do szafy przynajmniej na półtora miesiąca i teraz już tylko odpoczynek. Za dwa tygodnie lecę do Egiptu, myślę, że wrześniu też zaliczę jeszcze jeden zagraniczny wyjazd - podsumowała Walczykiewicz.