Austriacki szkoleniowiec tłumaczył, dlaczego po świetnym początku polscy skoczkowie spisywali się gorzej w Letniej Grand Prix. - Wszyscy pracowali na najwyższych obrotach, gołym okiem było widać, że robią postępy. Po pierwszych konkursach byłem optymistą. I nagle coś się zacięło. Część skoczków chyba za wcześnie uwierzyła, że świat należy do nich. Nie wiadomo dlaczego poczuli się gwiazdami. Były szczere, długie rozmowy, próba wywarcia na nich presji. Oni muszą zrozumieć, że taka postawa prowadzi donikąd. Walka w Pucharze Świata będzie znacznie trudniejsza niż w Letniej Grand Prix. Jeśli ktoś nie zrozumie moich zasad, to wypadnie z gry i będzie musiał pożegnać się z kadrą - podkreślił Kuttin, który największe kłopoty dyscyplinarne miał z Mateuszem Rutkowskim, mistrzem świata juniorów. - To naprawdę wielki talent, chłopak o niesamowitej wprost sile odbicia. Jeśli zrzuci kilka zbędnych kilogramów i przyłoży się do treningu, może skakać bardzo daleko. Musi tylko myśleć jak sportowiec. Jeden kilogram wagi więcej to skok krótszy o 2,5 metra. Opłaca się trochę odchudzić - stwierdził Austriak. - O jakości pracy trenera stanowi pozycja drużyny. Marzy mi się medal polskich skoczków w konkursie drużynowym na igrzyskach olimpijskich w Turynie. Ja w to wierzę, ale ważniejsze, by uwierzyli sami skoczkowie. Wszystko tkwi w głowie. Dlatego tak dużą wagę przykładam do treningu mentalnego - dodał Kuttin.