Jeśli uporządkować zawody triathlonowe w kolejności od tych, które należą do grona najbardziej wymagających, te z pewnością znalazłby się na podium ogólnego rankingu. Norseman to najtrudniejszy triathlon na świecie, na którego metę wpadają najwięksi twardziele. Przedrostek "naj" nie jest w tym przypadku żadną przesadą, bo przebrnięcie przez całą trasę wymaga niezwykle żelaznego ciała i jeszcze twardszej głowy. Dystans nie różni się od tradycyjnego Ironmana, czyli zawodów w triathlonie długodystansowym. Sportowcy mają do pokonania 3,8 km wpław, 180,6 km na rowerze oraz 42,2 km biegiem. Warunki pogodowe oraz ukształtowanie terenu sprawiają jednak, że organizatorzy Norseman znacznie wyżej stawiają poprzeczkę zawodnikom. Start rozpoczyna się skokiem z promu do wód fiordu. Następnie śmiałkowie przesiadają się na rowery, gdzie już na wstępie czeka na nich 40 km część wyścigu pod górę. Po tej weryfikacji sił, sportowcy mierzą się z kolejnym etapem części kolarskiej, aby następnie przebiec maraton. Połowa biegowego dystansu oczywiście wiedzie na szczyt - triathloniści musza wdrapać się na Gaustatoppen. Polacy w stawce zawodników stających na starcie Norsemana to nie nowość. W tegorocznej edycji na liście startowej pojawi się Inaki de la Parra, który choć pochodzi z Meksyku, przed trzema laty zdobył już dla Polski złoty medal mistrzostw świata Ultraman na Hawajach. Teraz czas na start w triathlonie dla prawdziwych twardzieli. Jak twierdzi, Norseman był na jego liście celów od dawna. - Zacząłem uprawiać triathlon w 2007 roku. Na początku zainteresowanie tym sportem było związane z wyzwaniem polegającym na połączeniu jazdy na rowerze, biegu i pływaniu. Wówczas nie jeździłem w ogóle na rowerze (może tylko wtedy, gdy byłem małym dzieckiem), nie umiałem w ogóle pływać, a biegałem tylko w ramach innych sportów, takich jak boks, czy piłka nożna. Triathlon na długich dystansach był i jest wyzwaniem, które mam od tamtej pory w mojej duszy - mówi triathlonista. - Uważam, że w Polsce można znaleźć dobre szosy i obiekty sportowe, szczególnie w porównaniu z tymi, które mamy w Meksyku, a nawet w wielu miejscach w USA. Bardzo podoba mi się zaplecze treningowe i atmosfera, ale wyzwaniem jest zima, do której staram się podchodzić z pozytywnym nastawieniem koniecznym do wytrwania okresu przygotowawczego przed każdym sezonem - przyznaje złoty medalista mistrzostw świata. Rozmawiając z de la Parrą można dostrzec silne przywiązanie do Polski. W głosie sportowca czuć, że to tutaj znalazł swoje miejsce na ziemi. - W zawodach triathlonowych od 2017 roku reprezentuję tylko Polskę. Mam zamiar to robić tak długo, jak długo będę uprawiać triathlon. Mieszkam w Polsce, moja firma jest w Polsce, moja rodzina jest w Polsce, więc kiedy ścigam się w triathlonie, w moim sercu jest także Polska. Dla mnie i dla ludzi wokół mnie jest to dobra motywacja - dodaje zawodnik. Mistrz wielozadaniowości Pół Meksykanin, pół Polak swój pierwszy start zanotował w Meksyku podczas wyścigu olimpijskiego. Jak twierdzi, od samego początku czuł się stworzony do dłuższych dystansów, więc nie minęło wiele czasu, kiedy zapadł decyzja o pojawieniu się na triathlonie długodystansowym. - Trenuję we wszystkie dni tygodnia, czasami nawet cztery razy dziennie. Większość czasu poświęcam rowerowi i pływaniu, trochę mniej czasu przeznaczam na treningi biegowe i siłowe. W zależności od okresu przygotowawczego, wykonuję od 14 do 40 godzin treningu tygodniowo w szczycie sezonu - przyznaje mieszkaniec Katowic.