11 maja mieszkający w Mikołowie 46-letni Artur Hajzer i lekarz Klinicznego Oddziału Ratunkowego Szpitala Akademii Medycznej w Gdańsku 30-letni Robert Szymczak stanęli na szczycie siódmej pod względem wysokości góry świata Dhaulagiri (8167 m). Atakowali wierzchołek w bardzo trudnych warunkach, przy padającym śniegu i zagrożeniu lawinowym. Kiedy Szymczak szykował się w stolicy Nepalu do odlotu, 19 maja dotarła do Katmandu wiadomość o dramatycznej sytuacji, w jakiej znalazł się Inaki Ochoa. Będąc w czwartym obozie dostał obrzęku mózgu. W liście, skierowanym do polskich mediów, Pablo Ochoa de Olza napisał m.in.: "Mój brat Inaki zginął w dramatycznych okolicznościach. Byłaby to tylko kolejna śmierć na tej górze, gdyby nie jeden szczegół: 15 osób z różnych krajów prowadziło akcję ratunkową, która na długo pozostanie w naszej pamięci. Ta historia będzie zawsze przykładem odwagi i współpracy między ludźmi, solidarności i dobrej woli. Piszę te słowa po to, aby wytłumaczyć wam, że polski doktor Robert Szymczak, powinien być traktowany jak prawdziwy bohater. Tym listem chcę uhonorować dzielnego człowieka, który nie zawahał się zaryzykować swojego życia, swoich planów, swojego zdrowia. Poświęcił wszystko, aby pomóc osobie, której nawet za dobrze nie znał. Przekroczył punkt, w którym nawet odważni zawracają. Dawał nam nadzieję, każdym swoim kolejnym krokiem, podejmowanym pomimo trudnych warunków pogodowych i zagrożenia lawinami. Chciałem złożyć gratulacje rodzinie Roberta, jego przyjaciołom, jego ojczyźnie, że byli w stanie wychować takiego człowieka. Powinniście być z niego dumni" - napisał Pablo Ochoa de Olza. Jego 40-letni brat zmarł 23 maja na wysokości 7400 m wskutek ciężkiego obrzęku mózgu połączonego z odmą płuc. Planował w tym roku wejść na dwa ośmiotysięczniki, których brakowało mu do Korony Ziemi - na Annapurnę i Kanczendzongę. Annapurna to jedna z najbardziej niebezpiecznych gór świata - jedna trzecia alpinistów, którzy chcieli zdobyć szczyt, poniosła śmierć.