- Byłem jednym z tych, którzy sceptycznie patrzyli na dalszą karierę Andrzeja po porażce z Lamonem Brewsterem. Już po tych dwóch tygodniach treningów wiem, że się myliłem - powiedział INTERIA.PL amerykański szkoleniowiec. Windy City Gym, godzina 11. rano. Andrzej Gołota jest na sali wcześniej niż Colonna, co samo w sobie jak czymś niezwykłym. Oprócz niego jest tylko Willie, 76-letni czarnoskóry pomocnik Colonny, który pamięta czasy, kiedy w Windy City trenowali Muhammad Ali, Sugar Ray Robinson, Ernie Terrell. - Każdy z wielkich, którzy walczyli w Chicago trenował u nas. Teraz jak zamkną nam salę, zniknie kawałek historii boksu - stwierdza Willie, obwiązując Gołocie taśmą dłonie. - Trzeba się trochę poruszać - mówi Polak, zaczynając rozgrzewkę od rozciągania, a później przed lustrem walki z cieniem. Pół godziny, bez choćby chwili przerwy - akurat do chwili, kiedy w drzwiach staje Colonna. - Przygotowany - pyta Andrzeja. - Lepiej się martw o siebie - odpowiada Gołota. - Słyszałeś, kiedy mam walczyć - zwraca się do mnie Gołota, czekając, aż sam założy mu rękawice. - To chyba ty powinieneś lepiej wiedzieć, ale kiedy "wypadła" walka w United Center 6 czerwca, King wspominał o występie 3 lutego razem z Adamkiem w Miami Arena - odpowiadam. - Za wcześnie. Na początek marca będę gotowy, ale nie na początek lutego. Nie dam się poganiać, bo do lutego zostałoby nie więcej niż miesiąc przygotowań. Za mało - wyjaśnia Polak. Chwilę później Gołota zaczyna trzyminutowe "rundy" z ciężkim, ważącym ponad 200 funtów workiem treningowym. Cios za ciosem, wszystko ponownie w tempie bardziej kategorii wagowej Tomasza Adamka, niż "ciężkich". - Andrzej na nic się nie żali, tylko bije kombinacjami, a lewy prosty wygląda może nie jak w 1996 roku, ale na pewno lepiej niż kiedy Andrzej walczył z Ruizem. Może wreszcie zreperowali mu ramię jak trzeba i wrócił jego lewy prosty, którym rozbijał rywali jak laleczki - komentuje Colonna. - Kombinacje, Sam patrz na kombinacje sierpowych! - krzyczy Gołota, dokładając do każdego lewego prostego krótki lewy sierpowy i prawy prosty. - Jest dobrze, znacznie lepiej niż mogłem sobie wyobrazić Andrzeja po dwóch tygodniach w Windy City. Za tydzień mógłby rozpocząć sparingi - dodaje Colonna. Kiedy pytam, czy jego podopieczny byłby teoretycznie gotowy do walki już na początku lutego 2007 roku, kręci bez przekonania głową. - Oczywiście zależy kogo by przed nim postawili, bo jest wielu takich, których Andrzej powaliłby i bez treningów, ale wątpię by Gołota się na to zgodził. On nie lubi wychodzić na ring "prawie" przygotowany. Jest pod tym względem perfekcjonistą. Ma teraz około 245 funtów (około 111 kg -przyp. red.), trzeba zrzucić dziesięć z nich (4,5 kg) i będzie jest gotowy do wyjścia na ring. Najważniejsze dla mnie, że nie narzeka na ból. Może i ręka go boli, ale o tym nie mówi. Teraz na chwilę temat schodzi na Tomasza Adamka. - Znam Dawsona, jeden z moich chłopaków z nim walczył, przegrywając przez kontuzję. To nie będzie popychadło dla Tomka - Chad jest szybki, leworęczny, bardzo dobrze rusza się w ringu, potrafi przyjąć cios, a przede wszystkim jest twardy psychicznie. Kończy się 10 rund pojedynku z ciężkim workiem. Gołota jest zmęczony, koszulka jest przesiąknięta potem, ale ciągle kipi w nim energia. - Potrenuję w Windy City jak długo się da. Później zobaczymy. Za tydzień mam rozmawiać z Buddy McGirtem, który chce mnie trenować na Florydzie. Sam, gdzie jest woda do picia! - krzyczy. - Nie zasłużyłeś na wodę - żartuje Sam. - Może Sam ma racje, może i nie zasłużyłem. Jeszcze zostało mi z pół godziny treningu - mówi Andrzej. - Pozdrowienia dla tych kibiców, którzy mi dobrze życzą. Może są jeszcze tacy... - dodaje na zakończenie ze zwykłym dla siebie wisielczym humorem. Przemysław Garczarczyk z Chicago