Według przedstawicieli polskiego związku takich sytuacji były dziesiątki, a każdy rok przynosi nowe, które trudno przewidzieć, a nawet sobie wyobrazić. - Nie sposób jest zliczyć niepospolite wydarzenia. W odróżnieniu od konkurencji, gdzie rywalizacja odbywa się pod dachem, czy na ogrodzonym boisku, golfiści współzawodniczą na obiektach o powierzchni kilkudziesięciu hektarów, wpisanych w naturalny krajobraz danego regionu. Nie ma dwóch jednakowych pól, co dodaje uroku tej dyscyplinie, ale też powoduje, że grając przykładowo na Florydzie można spotkać krokodyla, a w Australii nawet rekina - powiedział PAP przewodniczący Komisji Sędziowskiej PZG Krzysztof Góra. Jak zaznaczył, najczęściej nietypowe sytuacje mają dość zabawny przebieg, jak np. zdarzenie z ostatnich mistrzostw Polski kobiet, kiedy to piłka jednej z zawodniczek, pod uderzeniu w stronę dołka, wylądowała... w psiej kupie. - W takim przypadku reguły gry nie przewidują "uwolnienia" i trzeba uderzyć piłkę w miejscu, gdzie upadła. Gdyby to była niebezpieczna sytuacja, zawodnik mógłby bez doliczania sobie uderzenia karnego zagrać z innego miejsca, bowiem przepisy uwzględniają np. możliwość spotkania węża, leżącego obok piłki - wyjaśniał przepisy sędzia. Jednak w Polsce to nie węże, a bardzo często ptaki bywają przeszkodą w grze. Podczas jednego z turniejów na Mazurach piłka zatrzymała się obok łabędzi, które były bardzo agresywne i nie pozwalały do niej się zbliżyć. - Trzeba rozsądnie interpretować przepisy. Ten zawodnik nie wiedział, co ma w takiej sytuacji zrobić, bo czekanie aż łabędzie odejdą spowodowałoby dyskwalifikację za opóźnianie gry, ale też nieracjonalne było nakazać mu grać, w tak niebezpiecznej chwili - dodał Góra. Ptaki kradnące piłki były przez jakiś czas utrapieniem golfistów na polu w podszczecińskim Binowie. Na szczęście to już im się znudziło. - Zauważyłem, że upodobały sobie tylko piłki białe, natomiast nie kradły kolorowych. Skutki ataków zostały w znacznym stopniu ograniczone, dzięki uprzedzeniu uczestników zawodów, co mają robić w takich sytuacjach. Chodzi również o to, by nie stwarzać zagrożenia dla życia zwierząt - wspomniał sędzia. Co w takiej sytuacji ma zrobić zawodnik, oprócz sięgnięcia po nową piłkę? Według arbitra, potencjalnych rozwiązań jest kilka i zależą one od miejsca porwania. Gdy nieporuszającą się już piłkę na greenie złapie ptak, zawodnik może wziąć nową i bez żadnej kary kontynuować grę. W przypadku, gdyby została porwana w locie, uderzenie jest unieważniane. Słynną podmianę musiał dokonać Amerykanin Steve Lowery, któremu w 1998 roku, na oczach tysięcy kibiców obserwujących rozgrywki The Players Championship, mewa porwała piłkę i zamiast w 17. dołku umieściła ją... w oczku wodnym pola TPC Sawgrass na Florydzie. Mocnych wrażeń może dostarczyć gra na obiekcie w Brisbane. Kilka lat temu wielka fala sprawiła, że do stawu pola golfowego wpłynęły rekiny i... już w nim pozostały. Z najbardziej tragicznych wypadków minionego roku Góra przypomniał czerwcowe zdarzenie na niemieckim polu w Korbach. Uciekając przed burzą trzy zawodniczki schowały się pod wiatą, która jednak nie uchroniła je przed śmiertelnym uderzeniem pioruna. - To nie pierwszy w historii naszej dyscypliny przypadek, kiedy burza kończy się tragicznie. Szczęście w nieszczęściu, że statystycznie tylko jedno z 4-5 spotkań człowieka z błyskawicami ma śmiertelny finał. Uderzenie pioruna przeżyli m.in. jedni z czołowych niegdyś golfistów świata, Amerykanin Lee Trevino czy pochodzący z RPA Retief Goosen - powiedział arbiter. Zdaniem przedstawicieli PZG nie należy się spodziewać ekstremalnych przypadków na olimpijskim polu igrzysk w Rio de Janeiro 2016. Obiekt zlokalizowany będzie w odległości około pięciu kilometrów od wioski olimpijskiej i siedmiu od centrum prasowego.