PAP: W środę do Kataru poleciało trzech polskich pingpongistów - Bartosz Such, Daniel Górak i Wang Zeng Yi. Który z nich ma największe szanse na przebrnięcie kwalifikacji światowych? Lucjan Błaszczyk: - W Dausze nie będzie rywali, których nie mogliby pokonać. Tuzy awansowały na igrzyska z listy światowej, a kolejni dołączyli z turniejów kontynentalnych. Nie widzę powodów, aby moi koledzy z reprezentacji nie dostali się na olimpiadę. Wszyscy są rozstawieni w czołowej "16" i są blisko awansu. Z 69 zgłoszonych tenisistów kwalifikację zdobędzie co najmniej dziewięciu, a prawdopodobnie miejsc będzie jeszcze więcej. Górak nie ukrywa, że dla niego to prawdopodobnie ostatnia szansa w ogóle na występ w igrzyskach. - Wszyscy trzej mają po prawie 30 lat i faktycznie zbliżają się do takiego wieku, który może oznaczać kres ich szans. Gdyby dostali się na olimpiadę w Londynie, mieliby motywację walczyć o Rio de Janeiro. Ostatnio grali na niezłym poziomie. Gdybym miał wybierać, chyba najmocniejszy z trójki jest mistrz Polski "Wandżi". Jeśli trafi z formą, powinien spokojnie awansować. Ale i Górak, i Such prezentują się dobrze. Wierzę, że w Dausze potwierdzą swe możliwości. Zawsze na olimpiadzie będzie im łatwiej niż w mistrzostwach świata. W Londynie zagra tylko dwóch Chińczyków, dwóch Koreańczyków, dwóch Japończyków. Nie będzie ich po pięciu czy sześciu.Pan aż cztery razy uczestniczył w olimpijskich zawodach. Nie korciło powalczyć o piąte?- Oczywiście, widziałbym szansę na awans, ale nie mam już takiego zapału. Nie chcę aż tak się stresować, mam na głowie inne projekty. W igrzyskach debiutowałem w 1996 roku w Atlancie, a mogłem już cztery lata wcześniej w Barcelonie. Po zwycięstwie w juniorskim TOP 12 miałem pojechać na kwalifikacje, ale usłyszałem, że jestem za młody i sobie nie poradzę. Pojechał doświadczony Leszek Kucharskim, przegrał z Bułgarem Bratanowem i się wycofał... W Atlancie grał Pan w deblu z Andrzejem Grubbą, a debiut w singlu nastąpił w 2000 roku w Sydney. - Przed IO 1996 walczyliśmy z Andrzejem w bardzo trudnym turnieju eliminacyjnym, w decydującym pojedynku pokonaliśmy silną rosyjską parę - braci Mazunowów. Cztery sezony później dostałem się na igrzyska z rankingu światowego, bez żadnych kwalifikacji. Z kolei Tomasz Krzeszewski o wejście do finału eliminacji światowych pokonał Marcina Kusińskiego i dzięki temu w Australii grałem z Tomkiem w deblu. Kwalifikacje do IO w Atenach odbyły się jesienią 2003 roku w Luksemburgu. Jako pierwszy zdobyłem awans, a nazajutrz sukces powtórzył Krzeszewski. I znów rywalizowaliśmy na olimpiadzie w dwóch konkurencjach. Najdłużej czekałem przed Pekinem. W kwalifikacjach byłem 17., co oznaczało, że jako pierwszy nie wchodzę i jestem tylko rezerwowym. Okazało się jednak, że Holendrzy wycofują Trinko Keena i ja go zastępuję. Można było to wszystko inaczej rozegrać, nie musiałem uczestniczyć w kwalifikacjach europejskich, tylko od razu powinienem jechać na światowe. Samo podejście do stołu wyst arczyłoby mi do wywalczenia nominacji.Zrezygnował pan z gry w kadrze narodowej, ale w rozgrywkach zasadniczych superligi Wschodzący Białystok miał najlepszy bilans 27-3. Poprowadzi pan ZKS do mistrzostwa kraju?- Chcielibyśmy powtórzyć sukces Olimpii-Unii Grudziądz, która niespodziewanie poradziła sobie przed rokiem w finale z Bogorią Grodzisk Mazowiecki. Czuję, że jestem w dobrej formie, podobnie wygląda gra Daniela Bąka. Zagadką jest Chińczyk Lei Yi, świetny na treningach, znacznie gorszy w lidze. Podczas wspólnych sparingów z leworęcznym Azjatą nie radził sobie reprezentant Polski Jakub Kosowski. Jeśli Lei Yi "odpali" w play off, stać nas na tytuł.Do kiedy ma pan umowę z Zielonogórskim Klubem Sportowym?- Kontrakt obowiązuje jeszcze przez dwa lata. Chcę tutaj grać, choć co jakiś czas dostaję ciekawe propozycje. Tym razem dzwonili z Niemiec i proponowali funkcję grającego trenera w jednym z klubów Bundesligi. Ale nie po to wracałem po 17 latach do Polski, aby znów wyjeżdżać.