- Przekonaliśmy się, że zwycięża ten, kto zdobywa więcej bramek, a nie ten, kto oddaje więcej strzałów - dodał. "Biało-niebiescy" zagrali bez chorego na grypę Martina Buczka, a na występ z gorączką zdecydowali się Mariusz Jakubik i Wojciech Wojtarowicz. W szeregach TKH zabrakło Rafała Cychowskiego i Michała Jastrzębskiego, którzy rozwiązali kontrakty z toruńskim klubem. Początek spotkania z pewnością nie zachwycił. Mało było składnych akcji, a także klarownych sytuacji strzeleckich. Obie drużyny zagrały za to bardzo ostro. Bandy trzeszczały, a kości zawodników były wystawione na ciężką próbę. W piątej minucie nerwy puściły Jermu Porthenowi i Waldemarowi Klisiakowi, którzy po słownej sprzeczce, postanowili wyjaśnić sytuację za pomocą pięści. Na gole trzeba było poczekać do siódmej minuty. Wtedy to Dzięgiel podał zza bramki do Koivisto, a fiński skrzydłowy strzałem między parkanami pokonał Szydłowskiego. Stracony gol podziałał na oświęcimian jak zimny prysznic. Podopieczni Alesza Flaszara ruszyli do frontalnych ataków. Krążek dobrze rozgrał Mariusz Jakubik, który dostrzegł pozostawionego bez opieki Wojciecha Stachurę, ale popularny "Staszek" nie potrafił znaleźć sposobu na Plaskiewicza. Chwilę później toruński golkiper znów popisał się fenomenalną interwencją, broniąc kąśliwy strzał Klisiaka. W 11. minucie podopieczni Tomasza Rutkowskiego wyszli na dwubramkowe prowadzenie. Najsprytniej w zamieszaniu podbramkowym zachował się Daniel Minge, który strzałem pod poprzeczkę nie dał szans Zbigniewowi Szydłowskiemu. - Daniel zagrał dzisiaj bardzo dobrze. Strzelił pierwszego gola w sezonie, ale najważniejsze jest to, że ciągnął grę całej trzeciej formacji. Spisali się bez zarzutu - ocenił Tomasz Rutkowski, szkoleniowiec TKH. Oświęcimianie obudzili się dopiero dwie minuty później. Modrzejewski kropnął z okolic linii niebieskiej, a krążek zatrzepotał w toruńskiej siatce. "Unici" drugą tercje rozpoczęli bardzo nerwowo, otrzymali dwie kary i torunianom przez 66 sekund przyszło grać w podwójnej przewadze. Goście z miasta Kopernika po raz kolejny dobrze rozegrali zamek, a sposób na Szydłowskiego znalazł Dzięgiel. "Biało-niebiescy" znaleźli się pod pręgierzem i w tej sytuacji musieli śmielej zaatakować. Na bramkę Plaskiewicza posłali serię strzałów, ale "Plaster" przewidział intencje Jakubika, Tabaczka i Wojtarowicza. Toruński golkiper nie miał już nic do powiedzenia przy precyzyjnym uderzeniu Waldemara Klisiaka. Najbardziej doświadczony oświęcimski napastnik objechał bramkę i uderzył z backhandu pod poprzeczkę. W 32. minucie, podczas gry w osłabieniu, "Stalowe Pierniki" zdobyły czwartą bramkę, a na listę strzelców wpisał się Jarosław Dołęga. Skrzydłowy TKH pojechał za wyrzuconym z tercji krążkiem i wykorzystał błąd Zbigniewa Szydłowskiego, który chwilę później zwolnił miejsce Sebastianowi Stańczykowi - Ta bramka podcięła nam skrzydła, ale była w nas jeszcze wiara, że możemy odwrócić losy spotkania - relacjonował Miroslav Javin. Potem szczęście parę razy uśmiechnęło się do Michała Plaskiewicza. W 34. minucie strzał Wojtarowicza zatrzymał się na słupku, a trzy minuty później Tabaczek nie znalazł sposobu na golkipera "Stalowych Pierników" w sytuacji sam na sam. W trzeciej odsłonie obie ekipy spuściły z tonu. Tempo opadło, a kombinacyjnych akcji i klarownych sytuacji było jak na lekarstwo. Wyjątek zdarzył w 42. minucie, gdy piątą bramkę dla torunian zdobył Przemysław Bomastek. - Po tym jak goście strzelili piątego gola, wiedzieliśmy, że jest już po meczu, ale chcieliśmy zostawić po sobie lepsze wrażenie - wyjaśniał. W 50. minucie przez blisko dwie minuty grali z przewagą dwóch zawodników. Podopieczni Alesza Flaszara szybko założyli zamek, krążek trafił pod linię niebieską do Miroslava Javina, a ten huknął jak z armaty, nie dając żadnych szans Michałowi Plaskiewiczowi. Chwilę później gospodarze przeżyli chwilę grozy. Na samotne spotkanie ze Sebastianem Stańczykiem pojechał Arto Koivisto, jednak fiński skrzydłowy przeniósł krążek nad poprzeczką. Potem torunianie na dobre "rozgościli" się w oświęcimskiej tercji, a Stańczyk zwijał się jak w ukropie. Najdogodniejszej sytuacji nie wykorzystał Bomba, gdyż krążek po jego strzale zatrzymał się na słupku. Groźnie uderzał jeszcze Koivisto. Trzy minuty przed końcem trener Flaszar zagrał va banque. Wziął czas, zdjął z bramki Stańczyka i wprowadził do gry dodatkowego napastnika. Oświęcimianie dwoili się i troili, ale w żaden sposób nie potrafili pokonać Michała Plaskiewicza. Nie skutkowały uderzenia z nadgarstka, na nic zdały się też strzały z klepy. Tymczasem na 34 sekundy przed końcową syreną pieczęć na zwycięstwie położył Jacek Dzięgiel, który strzałem do pustej bramki ustalił wynik spotkania. - To rywale strzelili więcej bramek - mówił po spotkaniu niezadowolony z porażki Miroslav Javin. Czeski defensor pomimo przegranej swojej drużyny zaprezentował się bardzo dobrze. Imponował spokojnymi i czystymi interwencjami, a także dobrą grą w ofensywie. - Mamy w nogach ciężką drogę z Gdańska, ale to nie jest żadna wymówka. Walczyliśmy do końca spotkania, zostawiliśmy na lodzie wiele sił, ale nie powiodło się. "Stalowe Piernki" były drużyną lepszą. Bardzo dobrze grali w destrukcji, no i ich mocnym punktem był też bramkarz. Praktycznie nie dało się go pokonać - zakończył. Po meczu powiedzili: Alesz Flaszar, trener Aksam Unii: - Zagraliśmy słabszy mecz. Mieliśmy wiele sytuacji strzeleckich i wydaje mi się, że mecz powinien zakończyć się wynikiem 8-6. Graliśmy dzisiaj pięcioma obrońcami, bo w trakcie meczu wypadł Adrian Kowalówka, któremu pękła stalka w łyżwie. Nie miałem pola manewru, gdyż Przemek Krzemień za mojej kadencji nie rozegrał jeszcze żadnego meczu, a Michał Kasperczyk dochodzi do siebie po kłopotach z kontuzją. Dodatkowo Wojtarowicz i Jakubik przez całe spotkanie grali z gorączką. Cóż każda porażka uczy nas czegoś nowego. Teraz mamy dwa dni na zregenerowanie sił. Musimy się podnieść po tych dwóch przegranych, zregenerować siły i znów zacząć wygrywać. Na wyróżnienie w mojej drużynie zasłużył Mirek Javin. Wykonał dzisiaj naprawdę dobrą robotę. Tomasz Rutowski, trener TKH Nesty Toruń: - Zrealizowaliśmy założenia taktycznie dotyczące gry obronnej nie w 100, ale w 200 procentach. Graliśmy dobrze w przewagach, chyba wykorzystaliśmy aż cztery gry w przewadze. Unia przycisnęła w końcówce. Bardzo dobrą decyzję podjął Alesz Flaszar, który ściągnął bramkarza i starał się zdobykontaktowego gola. Trochę martwi mnie kontuzja Jermu Porthena, którego rywal zaatakował kolanem w okolicach mięśnia czworogłowego uda. Mam nadzieję, że to nic poważnego. Jermu całą drugą i trzecią tercję leżał obłożony lodem, po to, żeby nie zrobił mu się krwiak. Aksam Unia Oświęcim - TKH Nesta Toruń 3-6 (1:2, 1:2, 1:2) 0-1 Koivisto - Dzięgiel, Bomastek (6:54, w przewadze) 0-2 Minge - Kuchnicki (10:25) 1-2 Modrzejewski - Javin (13:00, w przewadze) 1-3 Dzięgiel - Kubat (23:06, w przewadze) 2-3 Klisiak (28:31, w przewadze) 2-4 Dołęga - Marmurowicz, Kubat (31:53, w osłabieniu) 2-5 Bomastek - Dzięgiel, Koivisto (41:13) 3-5 Javin - Wojtarowicz, Tabaczek (49:47, w podwójnej przewadze) 3-6 Dzięgiel (59:26, do pustej bramki) Aksam Unia: Szydłowski (od 31:53 Stańczyk) - Gallo (2), Kowalówka; Klisiak (8), Jakubik (2), Wojtarowicz - Javin, Cinalski; Modrzejewski (2), Tabaczek, Stachura - Połącarz, Obstarczyk; Szewczyk, Bibrzycki, Adamus. TKH Toruń: Plaskiewicz (2) (Karamuz) - Talaga (6), Kubat (2); Marmurowicz, Porthen (6), Dołęga - Koseda (2), Lidtke; Bomastek, Dzięgiel, Koivisto - Porębski, Burzil; Kuchnicki, Minge (2) oraz Chyliński (2). Sędziowali Kępa - Młynarski, Bernacki. Kary: 14-22. Widzów: 700. Radosław Kozłowski, Oświęcim