Dwa wymęczone zwycięstwa po dogrywce i cztery porażki - to bilans górali w meczach z Energą/Stoczniowcem. Jeszcze bardziej przewagę gdańszczan w pojedynkach z nowotarżanami oddaje stosunek bramek: 15-23. Dlaczego tak się dzieje? Podhale ma zdecydowanie słabszą obronę, niż przed rokiem - to fakt. Na dodatek na własne życzenie oddało do Stoczniowca najskuteczniejszego defensora - Roberta Pospiszila i teraz w panice poszukuje jego następcy, bo Cracovia przechwyciła Vladimira Burzila, który z Torunia do Nowego Targu musiał jechać przez Kraków. To fakt drugi. Trzeci i chyba najważniejszy jest taki, że "Szarotki" nie tworzą już tak zgranego i bojowego zespołu, jak przed rokiem. W styczniu 2007 r. ekipa prowadzona wówczas przez Wiktora Pysza wygrywała mecze seriami i stała się postrachem całej ligi. Taki GKS Tychy na finiszu rundy zasadniczej oddał pierwsze miejsce "Pasom", by z góralami spotkać się dopiero w finale. I wygrał na tym - został wicemistrzem Polski, podczas gdy Cracovia odpadła w półfinale. Minął rok. Wiktor Pysz bezrobotny siedzi w domu. A co robi jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy w ogóle obrońca drużyny - Jacek Zamojski? Podczas III tercji meczu ze "Stocznią" spotkaliśmy go na trybunach. Ze smutną miną obserwował szamoczących się we własnej niemocy kolegów. - Nawet nie wiem kto zawalił przy bramkach, bo dopiero wszedłem na halę - powiedział "Koliber", który początku meczu nie mógł obejrzeć, bo grali czternastoletni żacy MMKS-u Podhale, których trenuje. Trzeba nadmienić, że gdańszczanie, którzy w sumie łatwo rozbroili w hali nad Dunajcem górali wystąpili w szczątkowym składzie. Trener Henryk Zabrocki, gdy wyliczał nieobecnych musiał posiłkować się notatkami. Wymienił sześciu zawodników, wśród których byli kluczowi napastnicy Zdenek Jurasek, Mikołaj Łopuski, czy młodsi Kostecki, Stróżyk i Młynarczyk. Stawkę nieobecnych uzupełnił Benasiewicz. - Na dodatek Leśniak, Smeja i Wróbel grali z infekcją, każdy z tych chłopaków ma wysoką temperaturę i długo się zastanawiałem, czy ich wystawić. Tym bardziej jestem pełen podziwu i uznania dla zespołu, że w czternastoosobowym składzie wygrał z Podhalem - kiwał głową Henryk Zabrocki. - Zwłaszcza w tym spotkaniu chłopcy wykazali się charakterem i ambicją. Z cech, które wymienił Zabrocki zawsze słynęło Podhale. Czy teraz ich brakuje? Trudno o to posądzić chłopaków Milana Jancuszki. Kapitan Jarosław Różański rozzłoszczony po stracie czwartego gola zaatakował Michała Smeję. W efekcie szarpaniny obaj panowie dostali po cztery minuty karne. Gdy obserwuje się ciągle aktualnych mistrzów Polski (ale w formie dalekiej od mistrzowskiej) trudno odeprzeć wrażenie, że chłopaki kalkulują w ten sposób: "Rundy zasadniczej już się nie da uratować. Weźmiemy się za granie w play-offie". Ale taka taktyka może być zgubna. W żadnym sporcie, a tym bardziej w hokeju, gdzie wynik zależy od postawy 22-23 ludzi, forma nie przychodzi na pstryknięcie palcem. Milan Janczuszka szuka nadziei w tym, że do play-offu zostało jeszcze trzy tygodnie. - W tym czasie możemy poprawić wiele, a zwłaszcza wyeliminować proste błędy, jakie nam się zdarzają w obronie. Poza tym do zespołu po kontuzji wróci Marek Priechodsky. Liczę też na to, że do czwartku sprowadzimy ze słowackiej ekstraligi wartościowego obrońcę i napastnika. Nazwisk nie podam. Za wcześnie na to, ale mogę zapewnić, że wszystko w sprawie tych transferów jest na dobrej drodze. Co ciekawe, wesołej miny w perspektywie dalszych spotkań nie ma też opiekun "Stoczni". - Musimy jakoś sklecić skład, bo na dalszą metę w czternastu nie damy rady - rozkłada ręce Henryk Zabrocki, któremu również by się przydały transfery. - Nie wiem jak zareagują prezesi, ale kontuzje Juraska i Łopuskiego nie pozwolą im już na grę w tym sezonie. Po powrocie Zabrocki zabierze cały zespół do szpitala na badania. - Coś musimy zrobić, bo grozi nam epidemia. Większość chłopaków prycha, kicha, a podróżujemy jednym autokarem, więc nietrudno o rozprzestrzenienie zarazków - argumentuje. Michał Białoński, Nowy Targ