Dyrektor sportowy GKS Tychy Karol Pawlik uważa, że należy zwiększyć limit obcokrajowców, by polscy hokeiści poszli po rozum do głowy i obniżyli żądania finansowe. Czy jednak nie doprowadzi to do degrengolady takiej, jak w cudzoziemskim wydaniu piłkarskiej Wisły Kraków? Z wieloma wątkami naszego tekstu nie zgadza się także Marian Pysz, szef wyszkolenia PZHL-u. - Przede wszystkim to nieprawda, że SMS Sosnowiec jest do niczego i przyjmujemy do niej wszystkich, którzy się zgłoszą. W ostatnich trzech latach na 13-14 wolnych miejsc w każdym roczniku mamy 46-56 chętnych hokeistów - podkreśla Marian Pysz. - Pozostali wolą zostać w klubach. Dlaczego? Być może boją się reżimu treningowego, w klubie mają luźniej. Zresztą po krótkim czasie chłopcy z SMS-u doganiają poziomem "gwiazdy" z klubów, a na turniejach młodzieżowych reprezentacji tym drugim zaczyna brakować pary w płucach już po drugim meczu. Marian Pysz podkreśla także, że w Sosnowcu z młodzieżą pracują wysokiej klasy fachowców, za jakich uważa: Andrzeja Masewicza, Andrzeja Słowakiewicza, Tomasza Demkowicza i Jarosława Morawieckiego. - Od nowego sezonu planujemy dokonać rotacji. Morawiecki ze Słowakiewiczem przejmą kadrę do lat 18, a Demkowicz z Masewiczem - "dwudziestkę" - planuje. Szef wyszkolenia broni także ustępującego prezesa PZHL-u Zdzisława Ingielewicza przed zarzutem, że nie jest fachowcem hokejowym. - W latach świetności Dworów/Unii Oświęcim to prezes Ingielewicz, jako szef rady nadzorczej ułożył pracę spółki, a prezes Kaziu Woźnicki był tylko wykonawcą. Tak ułożona Unia była dźwignią dla całego hokeja, bo właśnie w tym okresie, w 2001 roku po raz ostatni awansowaliśmy do światowej elity - przypomina Marian Pysz. Przy całym szacunku dla trenerów Masewicza, Słowakiewicza, Demkowicza i Morawieckiego, najwyraźniej nie stanowią oni magnesu dla młodych hokeistów, skoro ci unikają przejścia do SMS-u, w którym wszystko mieliby za darmo. PZHL obiecywał sprowadzić na koordynatora szkolenia młodzieży doświadczonego Kanadyjczyka, ale nie znalazł na to budżetu. Porażka z Koreą Płd. ubodła wszystkich, można jednak zaobserwować, że na fali niezadowolenia po niej powstałej kilku działaczy chce załatwić swoje klubowe, jeśli nie prywatne interesy, a interes całego polskiego hokeja jest dla nich pustobrzmiącym hasłem. Jak należy ratować polski hokej? Czy otwieranie ligi na nieograniczoną liczbę przeciętnych w większości obcokrajowców to dobry krok? Co ze szkoleniem narybku hokejowego? Czekamy na Wasze głosy! Piszcie na adres: sport@firma.interia.pl