Okoliczany pochodził z Żyliny, ale większość życia spędził w Bratysławie. Był jednym z lepszych sędziów w historii Czechosłowacji. Później był menedżerem reprezentacji Słowacji na dwóch olimpiadach, a zwłaszcza na zwycięskich dla Słowaków kwalifikacjach olimpijskich w Sheffield w 1993 r. (zatrzymała ich tam tylko Polska, remisując 4:4). Juraj posiadał też trenerską licencję A. Okoliczany najbardziej zasłużył się jednak w IIHF-ie, gdzie był szefem sędziów, a także znakomitym supervisiorem. W uznaniu za to podczas ostatnich MŚ gr. A w Quebecku szef światowego hokeja Rene Fasel wręczył mu statuetkę Paula Loicqua za "szczególny wkład w rozwój światowego hokeja. - Jestem pierwszym Słowakiem, który otrzymał taką nagrodę, a jedenastym człowiekiem na świecie. Trudno nie być wzruszonym - mówił ze łzami w oczach Juraj. Znałem go osobiście, uwierzcie - człowiek dusza. Był dla mnie sympatyczny nawet wtedy, gdy uciekał przede mną w Grenoble podczas MŚ I Dywizji w 2001 r. Po każdym meczu przychodził pogwarzyć, zagajał po swojemu "Cz'o tam u Was, prijatel'u z Pol'ska?". W meczu "o pietruszkę" z Francją Polacy (prowadzeni wspaniale przez Wiktora Pysza), nie mieli prawa wygrać, bo sędzia z Kanady robił cuda w stylu nieuznanie bramki Andrzeja Schuberta. Panu z gwizdkiem przypomniało się, że minutę wcześniej drużyny źle stanęły do wznowienia i dlatego gola nie może uznać. Tak naprawdę było to trafienie bodaj na 3:1 dla naszych, które właściwie nie dawało szans na wygranie meczu Francuzom. Trójkolorowi i tak byli wielkimi przegranymi turnieju, gdyż Polska już wcześniej zapewniła sobie awans do światowej elity. Nasz sympatyczny Juraj, który był w Grenoble szefem sędziów i po każdym meczu bronił ich do upadłego, owego wieczoru zaszył się w strefie dla VIP-ów i uciekał przede mną jakby widział diabła. Absolutnie nie mam mu tego za złe. Widocznie takie miał dyrektywy. Szkoda Juraja. Równy chłop był z niego. Jestem pewien, że teraz będzie zabiegał o interesy hokeja na tamtym świecie.