Rudolf Rohaczek: - W pierwszym meczu graliśmy z faworytem turnieju Białorusią, która należy do elity hokeja i pokazaliśmy, że potrafimy grać własny hokej bez oglądania się na to, co zrobi przeciwnik. Od początku zaczęliśmy aktywnie. Pewnie, że szkoda straconej bramki, ale w drugiej tercji i pod koniec trzeciej byliśmy lepsi. Rywale nie potrafili znaleźć recepty na naszą kombinacyjną grę. INTERIA.PL: Wygrać się jednak nie udało. - Czeka nas sporo pracy nad wykończeniem akcji. Chcemy wjechać z krążkiem do pustej bramki - to zresztą problem całej naszej ligi. Cieszy jednak styl gry. Nawet trener Białorusi przyznał, że jest pozytywnie zaskoczony grą naszej kadry. Podobnie powiedział po naszym niedzielnym spotkaniu trener Norwegii. Po meczu z Białorusią przyszła jednak bolesna porażka z Litwą. Nie da się ukryć - to jeden z najgorszych wyników reprezentacji w ostatnim czasie. Pewnie i dla pana było to duże zaskoczenie? - Czy zaskoczenie? To jest hokej! Mieliśmy wiele szans, poprzeczki, a oni co strzelili, to wpadało. Czasem po prostu są takie mecze. Nie widziałem tego spotkania, ale pojawiła się opinia, że zawiódł w bramce Tomek Rajski. Jak pan ocenia? - Absolutnie nie można tak powiedzieć. Za grę defensywną nie odpowiada tylko sam bramkarz. Po za tym rywale byli po prostu skuteczniejsi. Wynik zdołował chłopaków? - Mieliśmy specjalną odprawę. Rozmawialiśmy oddzielnie z obrońcami, a później z napastnikami co zrobić, aby poprawić grę. Okazało się to skuteczne, bo następnego dnia pokonaliśmy Norwegów. Przyznam, że po utracie drugiej bramki myślałem, że już jest po meczu... - A on dopiero się wtedy zaczął! W drugiej tercji straciliśmy gola, chociaż Norwegowie nie oddali w niej strzału przez piętnaście minut. Bardzo dobrze zagrał Leszek Laszkiewicz. No właśnie, wszystkie trzy bramki padły po indywidualnych akcjach naszego kapitana. Nie namawia go pan, żeby zmienił ligę na mocniejszą, bo w naszej się marnuje? - Wszystko zależy od tego, jakie ma propozycje. Ja mogę tylko powiedzieć, że trzeba być zadowolony, że taki zawodnik jest w kadrze. W Norwegii pokazał klasę. Po ostatnim zgrupowaniu kadry rozstawaliśmy się w bardzo dobrych nastrojach po dwóch zwycięstwach z Francuzami. Czy dziś uważa pan, że od tego czasu kadra poszła naprzód? - Obawiałem się trochę, czy zawodnicy potwierdzą formę z sierpnia, ale zrobili to. Najbardziej cieszy mnie, że realizują założenia taktyczne. Pewnie, musimy jeszcze popracować choćby nad wykańczaniem akcji, ale znów pokazaliśmy, że w meczu z tak silnym przeciwnikiem, jak choćby Białoruś, potrafimy grać swój hokej. To bardzo ważne, bo ma to duże znaczenie psychologiczne dla zawodników. Wracaliśmy z Hamar w dobrych nastrojach, te mecze z pewnością dodały im pewności. Kto pana zaskoczył pozytywnie, a kto negatywnie? - Warto podkreślić dobry występ Krzysztofa Zapały, bo była to jego druga impreza, a grał bardzo dobrze. Nie mogę powiedzieć, że ktoś mnie rozczarował. Czyli w Norwegii nikt nie zamknął sobie drzwi do kadry? - Nie. Na pewno nie pojedziemy na następny turniej w takim samym składzie, ale nie dlatego, że ktoś rozczarował, tylko dlatego, że - o czym już mówiłem wcześniej - chcę wypróbować innych zawodników.